sobota, 20 grudnia 2014

cynamonowe ciasteczka na choinkę - cynamonowa - bezglutenowa masa solna

Ta masa solna jest zupełnie inna.
Jest aromatyczna i pachnąca.
Nie jest tak plastyczna jak masy glutenowe, ale jeśli nie masz oporów - po prostu użyj zwykłej najtańszej mąki.
Podczas wyrabiania i lepienia masa obłędnie pachnie!


Składniki:


  • 1 szklanka drobnoziarnistej soli
  • 1 szklanka mąki
  • 2 opakowania mielonego cynamonu
  • sok jabłkowy - może być z kartonika (około 100 ml lub więcej, zależy od chłonności masy) - zamiast soku może być woda




Wykonanie:

Połącz suche składniki.
Dodawaj do nich stopniowo sok, aż powstanie gęste ciasto, które da się wałkować.
Wyrobione ciasto rozwałkuj na grubość około 1 - 2mm.
Wytnij lub ulep oczekiwane kształty.
Jeśli mają być to ozdoby na choinkę, zrób dziurkę przed podsuszaniem.
Wysusz ciastka/ozdoby w piekarniku nagrzanym do 100 stopni przez około 20 minut.

Po upieczeniu będą jaśniejsze niż przed ;) i stwardnieją.





Miłej zabawy :)



poniedziałek, 15 grudnia 2014

pomarańczowy jaglany sernik na zimno bez cukru bezglutenowy bez kazeiny

Miało być zupełnie co innego. Miało być pieczone. Czekoladowe. Ale... już miałam przygotowaną masę do upieczenia, gdy spróbowałam jej i... była taka dobra, że dodałam żelatynę (zamiast żelatyny można dodać agar). Oczywiście na drugi dzień jest lepsze i od tego bym zaczęła ;)


Składniki: 


  • 330 ml surowej kaszy jaglanej (pełny kubek)
  • 6 średnich pomarańczy
  • 220 gramów namoczonych daktyli (około 1 miseczka) /moczę około 1 godziny, więcej nie trzeba/
  • 10 pełnych kopiastych łyżeczek żelatyny spożywczej lub 20 gramów agaru (nie robiłam jeszcze z agarem - potrzeba agaru na około 2 litry masy) 
  • 2 łyżki miodu (można dodać więcej miodu lub cukier trzcinowy nierafinowany bio albo inne słodzidło)
  • skórka otarta z 1 bio pomarańczy
  • 3 łyżki tłuszczu kokosowego lub masła klarowanego albo wegańskiej margaryny
  • 2 łyżki ekstraktu z wanilii burbońskiej
  • opcjonalnie 1/4 łyżeczki suszonego lub pół łyżeczki startego na najmniejszej tarce imbiru, jeśli ktoś lubi.
  • szczypta soli

Wykonanie:

1. Przepłucz kaszę i przelej wrzątkiem.
2. Wyciśnij sok z pomarańczy, odstaw sok z jednej pomarańczy.
3. Ugotuj kaszę w soku z pomarańczy, aż będzie miękka, mieszaj, aby się nie przypaliła. Jeśli ilość soku wg Ciebie jest niewystarczająca, dodaj tyle wody, aby kasza była ugotowana w miarę na sypko.
4. Zblenduj kaszę z tłuszczem kokosowym, skórką pomarańczową oraz opcjonalnie z imbirem na jednolitą masę, dodaj odsączone daktyle.
5. Zagotuj sok z jednej pomarańczy i rozpuść w nim żelatynę lub agar. Sok z agarem należy ponownie zagotować.
6. Dodaj sok z żelatyną/agarem do masy. Wszystko dokładnie wymieszaj, aż masa będzie całkowicie jednolita.
7. Przelej do szczelnej tortownicy, umieść w lodówce (szczelnie zapakowane, aby nie łapało zapachów) i delektuj się pomarańczową nutą serniczka jagielniczka następnego dnia, a jak nie dasz rady, to przynajmniej, jak stężeje :D








Smacznego :)



sobota, 13 grudnia 2014

wegański bezglutenowy świąteczny tort piernikowy z cytrusową nutą

Tort piernikowy - czemu nie?
Tej jesieni coś nachodzi mnie na torty :)
Ten piekłam w klasycznej okrągłej formie około 23 cm średnicy.
Przekroiłam na pół i dodałam mój wegański lemon curd. Ommmommm....


Składniki na tort:

  • 2 średnie jabłka obrane bez skórki - gdy nie masz blendera/ lub ze skórką, gdy masz ;)
  • 100 gramów oleju np. kokosowego (ja piekę też z masłem klarowanym)
  • 8 łyżek "z górką" miodu, całkiem kopiaste, ale miód musi być prawdziwy (nie dodaję gryczanego, bo już używam mąki gryczanej, która już nadaje piernikowi wspaniały smak)
  • 2 szklanki mąki gryczanej z białej gryki 
  • 1 szklanka słodkich migdałów w skórce, które należy zmielić lub szklanka mąki migdałowej.
  • opakowanie przyprawy do piernika bez glutenu lub łyżka własnej przyprawy piernikowej
  • 100 gramów suszonej śliwki bio/bez konserwantów
  • 2 łyżeczki bezglutenowego proszku do pieczenia
  • łyżka octu jabłkowego

Składniki na krem:
  • 100 gramów namoczonych i odsączonych porządnie orzechów nerkowca / z doświadczenia - jeśli nie będą namoczone, też nic się nie stanie ;)/
  • 6 łyżek ugotowanej na sypko kaszy jaglanej (przed gotowaniem trzeba wyprażyć, inaczej ugotuje się na kleisto)
  • 3-4 łyżki masła klarowanego (nie musi być rozpuszczone) albo oleju kokosowego dla wegan - (zmieni delikatnie smak)
  • świeżo wyciśnięty sok z małej cytryny lub limonki 
  • świeżo wyciśnięty sok z 6-8 pomarańczy
  • 2 łyżki ekstraktu z wanilii (jeśli masa jest za rzadka, pomiń lub dodaj suchej ugotowanej kaszy) 
  • 4 łyżki gęstego miodu  do smaku najlepiej jasnego kremowanego (u nas malinowy) albo syropu klonowego lub wcale - ale uwaga - hardcore ;)
  • opcjonalnie skórka z pomarańczy (dodałam otartą z bio pomarańczy)
  • czarna wystudzona mocno zaparzona herbata do ponczu - cały dzbanek


Wykonanie ciasta:

1.Przygotuj mąkę z migdałów lub zmiel migdały na mąkę 

2.Dobrze wymieszaj ze sobą wszystkie składniki suche (mąka gryczana, mąka z migdałów, proszek do pieczenia, soda, przyprawa do piernika) 

3.Jabłka obierz ze skórki. Usuń gniazda nasienne. Zetrzyj na najmniejszej tarce na mus lub zblenduj wraz ze skórą w blenderze lub TM.

4. Śliwki umyj i posiekaj nożem na drobne kawałeczki. Nie namaczaj, nie blenduj! Te maleństwa będą przełamywać smak!

5. Zmieszaj ze sobą wszystkie mokre składniki np. mikserem lub robotem planetarnym (miód oraz mus z jabłek z tłuszczem w wersji płynnej, tłuszcz nie może być gorący, jeśli wymaga zmiany konsystencji).

5. Do mokrych dodaj suche.

6. Mieszaj dalej, aż uzyskasz jednolitą konsystencję.

7. Piecz w piekarniku nagrzanym do 200 stopni przez 5 minut, 
a potem podsuszaj na 150 stopni około 50 minut do godziny. Piernika nie można za bardzo wysuszyć, bo będzie niedobry. Nabiera smaku po dwóch - trzech dniach (należy trzymać w chłodzie, zapakowanego szczelnie, aby nie wysechł.

Wykonanie kremu:

1. Nerkowce namocz przynajmniej dwie godziny przed zrobieniem kremu. Dokładnie odsącz z wody. Jeśli ich nie moczysz, zblenduj je na masło.

2. Wyciśnij sok ze wszystkich pomarańczy i z małej cytryny - lub dużej, wersja dla odważnych.

3. Gotuj kaszę wraz z sokiem aż do całkowitego odparowania soku - powinien zrobić się taki trochę kleik. Używam do tego TM, więc powstaje niemal identyczna konsystencja jak w lemon/orange curd.

4. Wystudź kaszę.

5. Zblenduj ugotowaną w soku, wystudzoną kaszę wraz z orzechami i miodem, aż do ujednolicenia się masy. Nie może być rzadka, bo nie położy się kremu na torcie. Na końcu dodaj tłuszcz i blenduj lub miksuj dalej, aż masa się zemulguje. Na samym końcu masa musi być gęsta i w miarę sztywna.


Wykonanie tortu:


1. Piernik upiecz wg przepisu w okrągłej klasycznej tortownicy, od razu wyjmij z piekarnika, wystudź i ostrożnie przekrój na dwa lub jeśli się uda - na trzy blaty (to jest możliwe!!!) Odetnij nożem przypieczony dół i górę. 

2. W czasie pieczenia przygotuj krem:

- z połowy składników, jeśli tort będzie podany następnego dnia 
- ze wszystkich składników, jeśli tort ma się tylko schłodzić i być gotowy tego samego dnia.
Górna warstwa kremu może wysychać (niestety ten krem nie ma żółtek ani białka jak śmietana czy mascarpone, więc może podsychać, dlatego należy go położyć nie dłużej niż kilka godzin przed podaniem.


2. Pierwszy z przekrojonych blatów zalej kubkiem do dwóch wystudzonej czarnej herbaty i zostaw, aż herbata całkowicie się wchłonie. Sprawdź, czy jest wystarczająco wilgotny. Niektórzy do ponczu dodają spirytus ;) 

3. Na pierwszym blacie rozłóż cały krem - jeśli masz dwa blaty, a pół - jeśli masz trzy blaty. Pamiętaj, żeby rozkładać go od środka, bez brzegów, a po przyłożeniu kolejnego blatu wyrównać ubytki.

4. Drugi blat ostrożnie połóż na warstwie kremu i polewaj wystudzoną gorzką herbatą, aż będzie jednolicie i wystarczająco wilgotny. 

5. Połóż na nim drugą część kremu - możesz to zrobić przy pomocy łopatki albo rękawa.

 
Smacznego :)






środa, 10 grudnia 2014

przechodząc z ciemnej strony na jasną

Jestem poruszona.
Właśnie to do mnie przyszło, więc o tym napiszę. Tu i teraz, choć sprawy leżą jedna na drugiej.

Kilka dni temu, w okolicznościach późno nocnych, a nawet wczesno dziennych, trochę pod kołdrą, aby nikogo nie obudzić, oglądałam wywiad z matką zdrowego malucha, Samuela, który również był obecny na spotkaniu i biegał po studiu radośnie.

Pan redaktor z wyglądu fartucha lekarz zadawał owej mamie pytania dotyczące jej życia i przekonań. Każdorazowo po otrzymaniu odpowiedzi robił się coraz bardziej zaskoczony.
Pytania szły mniej więcej tak/mogłam użyć innych sformułowań/pamięć mnie czasem zawodzi:

- Czy ciążę monitorował lekarz?
- Nie, to naturalny proces, nie wymaga lekarza.
- I mówi pani, że urodziła w wannie?
- Tak sama urodziłam.
- Nie było położnej? O.o
- Nie, obecny był tylko ojciec Samuela. To naturalny proces, należy słuchać siebie, intuicji...
- O.o [...]

- W życiu kieruję się miłością, nie strachem, dlatego ufałam, że wszystko będzie tak, jak powinno być....

A może ujęła to inaczej, ale tak pozostało w mojej pamięci.
I brzmi w moim sercu, jak tybetańska misa.

wtorek, 9 grudnia 2014

wegański lemon / orange curd czyli krem cytrusowy w wersji kwaśnej i bardzo kwaśnej ;)

Zawsze lubiłam, ale nie wszyscy w naszym domu mogą jeść jaja,
 dlatego myślałam myślałam i wymyśliłam! Wegański :D
Nie jest taki szklisty jak ten z żółtek, nie jest też taki trwały, ponieważ szybciej wysycha jako krem (nie zawiera żółtkowych tłuszczy) ale za to jest naprawdę pyszny ;) i może być dobrą alternatywą do kremów do tortów. Uwaga, w wersji kwaśnej jest naprawdę kwaśny ;)


Składniki/ wersja słodka i wcale nie lemon ;)

  • 50 gramów namoczonych orzechów nerkowca
  • 3 łyżki ugotowanej na sypko kaszy jaglanej
  • 2 łyżki masła klarowanego (nie musi być rozpuszczone) albo oleju kokosowego (zmieni smak) - ostatecznie może być olej.
  • świeżo wyciśnięty sok z 4 pomarańczy
  • łyżka lub dwie ekstraktu z wanilii (jeśli masa jest za rzadka, pomiń lub dodaj suchej ugotowanej kaszy).
  • 2 łyżki gęstego miodu  do smaku najlepiej jasnego kremowanego (u nas malinowy) albo syropu klonowego lub wcale - ale uwaga - hardcore ;)
  • opcjonalnie skórka z pomarańczy (dodałam otartą z bio pomarańczy).
Składniki/ wersja kwaśna a la lemon curd
  • świeżo wyciśnięty sok z połówki małej cytryny lub limonki lub z całej cytryny lub limonki.
(ten krem robiony jest bez cukru, więc pomarańcze pełnią w nim funkcję słodzika i nadają aksamitną, cytrusową głębię, którą w oryginalnym curd tworzą żółtka i cukier) Aby krem był kwaśny, wystarczy połówka cytryny. Aby można było po zjedzeniu go dostać order uśmiechu, można dodać sok z całej ;) 

Wykonanie:

1. Nerkowce namocz przynajmniej dwie godziny przed zrobieniem kremu.

2. Wyciśnij sok ze wszystkich pomarańczy i w wersji kwaśnej z połówki małej cytryny (lub całej, lub całej dużej w wersji dla bardzo odważnych)

3. Gotuj kaszę wraz z sokiem aż do całkowitego odparowania soku - powinien zrobić się taki trochę kleik. Używam do tego TM, więc powstaje niemal identyczna konsystencja jak w lemon/orange curd.

4. Wystudź kaszę.

5. Zblenduj ugotowaną w soku kaszę wraz z orzechami i miodem, aż do ujednolicenia się masy. Żeby się dobrze blendowała, nie powinna być za gęsta. Na końcu dodaj tłuszcz i blenduj lub miksuj dalej, aż masa się zemulguje.

Uwaga, jeśli używasz jako kremu do ciasta, zrób go niedługo przed podaniem i trzymaj w chłodzie lecz tak, aby nie podsechł ( w zamkniętym słoiku). Jeśli przekładasz tym kremem ciasto, może ono stać w chłodzie dwie doby i tylko nabierze wartości :)



Można użyć jako kremu do ciasta lub zjeść łyżeczką :)

A zdjęcia nie będzie, bo się żadne nie uchowało ;)

Smacznego! 


poniedziałek, 8 grudnia 2014

jak żyje się z Zespołem Smith - Magenis

Zespół Smith - Magenis jest nieprzewidywalny. Zmienny. Chaotyczny. Rządzą nim niepohamowane emocje i spontaniczne reakcje, których chory nie umie kontrolować. To efekt skrzydła motyla. Sprzątniesz talerz ze stołu - łamiesz pewien schemat i już. Koniec. A raczej początek chrapliwego krzyku, który trwa, aby równie nagle się skończyć, ponieważ pojawił się nowy, ciekawszy bodziec.

A że przy okazji chory niezbyt dobrze czuje sam siebie, nie ma pełnej świadomości ciała i świadomości bólu, to też nie rozumie, co to znaczy, jak boli, gdy komuś przyleje podrapie czy kopnie.

To jest rollercoaster nagłego snu i bezsenności. Zmian nastroju. Silnych emocji z powodu braku powodu. Najtrudniejsze nie są emocje dziecka, ale własne. Albo własne w kontekście ludzi, którzy zwracają uwagę, nie rozumieją. Gapią się  jak sroka w gnat i nie wiesz, co myślą.

To co, że zrobisz plan dnia. On i tak w większości wypadków się nie sprawdzi.
To co, że masz dobre intencje, chcesz żeby dziecko nosiło w zimę skarpetki albo czapkę lub myło zęby. Jeśli nie będzie chciało, zaatakuje Cię. Pobije. Wydrapie szramę na czole. Wrzuci nowe buty do kibla, a pilota do zmywarki. Bo akurat robiłeś w tym czasie siusiu.

To co, że po 20 godzinach na nogach chcesz właśnie położyć się spać, bo trzeba jeść, ergo pracować. Twoje dziecko już wstało, jest północ i dzień się dla niego zaczął.

Masz oszczędności? Już nie masz. Państwowy system leczenia i rewalidacji NIE DZIAŁA.
Mówisz, "byłby z tego już dom z ogrodem", ale zamiast domu masz dziecko w coraz lepszej kondycji. Dziecko, które zaczęło wreszcie mówić, zaczyna samo czytać, bawić się, nie wpada w szał co 1 minutę a tylko kilka razy na dobę. Dziecko, które zaczęło samo jeść, pić  - żuć i łykać, ubierać się i rozbierać, a nawet mówić "kocham Cię mamusiu" - szczególnie, kiedy coś zbroi.
Oszczędzę tematu wiotkości zwieraczy versus brak czucia oraz ile prań dziennie musi robić magenisiowa mamusia.A specjalna dieta? Na przeciwciała? Na odporność? Na podniesienie kreatyniny? Na cholesterol? I wreszcie, na zniszczone przez zaniedbanie lekarzy jelito?

Czemu jednak nie jest tak źle?
Ha, bo zawsze mogło być gorzej.
Mówi się, że im większe emocje u dziecka ze smisiem-magenisiem, tym wyższy iloraz inteligencji.
Mam kontakt z rodzicami na całym świecie. To prawda.
Ale moje dziecko, oprócz niekontrolowanych wybuchów złości, gdy zagraża sobie i innym, rzuca przedmiotami,  atakuje siebie i osobę, która z nim przebywa, bije, pluje i niszczy, zrywa sobie jeszcze paznokcie i rozdrapuje rany. Do kości.

Nigdy się nie spodziewasz, kiedy dostaniesz.
To życie jak na bombie.
Właśnie usiadłeś, odpoczywasz w tej krótkiej chwili, gdy mogłeś usiąść i NIC NIE ROBIĆ, gdy nagle TRACH w plecy. Mocno. Naprawdę mocno. Albo kop w nogę. Albo w brzuch. Po jakimś czasie robisz unik, gdy kątem oka dostrzeżesz jakikolwiek ruch. Niekoniecznie Twojego dziecka. Ale to już nie ma znaczenia. Zostałeś uwarunkowany -ruch - unik.
Bo jeśli wyraża niezadowolenie, to właśnie tak. Lub z główki. Może ewentualnie rzucić Twoim telefonem, ale kluczykami od samochodu. Lub inną rzeczą, na której Ci zależy.

Ale mogło być gorzej. Mógł nie słyszeć. Mógł nie mieć nerki albo niewydolne serce albo epilepsję
A tu tylko hipotonia, zaburzenia SI i czucia głębokiego, brak mowy do 5 roku życia, za mało przeciwciał i za dużo niepohamowanych, agresywnych emocji, które świadczą o inteligencji, która jest niewątpliwie, tylko trudno jej się przebić przez barierę mowy, której nie było. I przez słabo przewodzące nerwy. I przez niedowład dłoni związanych z budową charakterystyczną dla zespołu oraz niedotlenieniem okołoporodowym (takie rzeczy tylko na Karowej).

Pierwsza rzecz, której szybko się uczysz, to jak trzymać dziecko w szale, żeby nie zrobiło sobie krzywdy i jednocześnie nie zrobiło jej Tobie. Uczył mnie tego neurolog.
Druga rzecz, której się uczysz, to to, że wszechobecne "NIE" - pierwsze słowo Mikołaja, jest tylko zaproszeniem do zabawy w "TAK", ale to główny bohater sam podejmuje decyzje, kiedy "TAK" nastąpi. I że potrzebuje przestrzeni, aby właśnie tak siebie wyrazić, wystarczy poczekać (niestety samoloty, operacje, autobusy, spotkania w pracy itp nie czekają).
Trzecia rzecz, której się uczysz, to jak odsypiać na światłach, robiąc to jednym okiem, w poczekalniach, podczas czytania książeczek, nudnych nic nie wnoszących spotkań, albo w kinie na filmie, na który udało ci się wyrwać pierwszy raz od trzech lat.
Czwarta rzecz, której się uczysz, to to że choćbyś pękł albo pękła, to ta choroba jest nieuleczalna, niesie za sobą bardzo niepewną przyszłość i pewny wniosek, że jest skarbonką bez dna....przynajmniej u nas w kraju nad Wisłą, gdzie marszałek sejmu chodzi na obiady za 1000 pln od podatników oraz wyjeżdża w rok 70000 tysięcy jednym służbowym samochodem - czyli tyle, ile potrzeba na roczną rehabilitację dziecka ze Smith-Magenis w Polsce....


czwartek, 4 grudnia 2014

allegro.charytatywni dla Mikołajka

Miło mi poinformować, że dla Mikołajka ruszyło charytatywne konto allegro.
Zbieramy na fotelik, który utrzyma Mikołajka w ryzach ;) czyli spowoduje, że Mikołaj nie będzie "składał się" w samochodzie. Koszty są niebanalne.

Zobaczcie, jakie piękne rzeczy trafiły na aukcje dla Mikołajka :)
Dziękuję z całego serca!


środa, 3 grudnia 2014

zbiórka fotelikowa Smako dla Miko

Kochani, 

Piszę z prośbą.
Wciąż zbieramy fundusze na fotelik samochodowy dla dzieci wiotkich.
Dziękuję z całego serca Matce Smakoterapii za pomoc :)

W pomoc zaangażował się także serwis Zrób Swój Ślub - dziękuję Magdzie i Maćkowi  - jeśli planujecie Ślub i macie dużo pytań - zajrzyjcie do nich :)

Jednocześnie dziękuję wszystkim Darczyńcom,
którzy wspierają terapię oraz przekazują słowa otuchy.



Jeśli możesz pomóc - Dziękuję z całego serca.

niedziela, 30 listopada 2014

kasztanowy bezglutenowy wegański tort naleśnikowy bez kazeiny bez jajka bez cukru

Jak roboczo go nazwałam - tort kasztanowy - to mój ukochany kuchenny projekt,
który powstał na potrzeby konsumpcji "czegoś słodkiego" i początkowo stanowił tło dla wegańskiego kajmaku. Nie jestem pewna, czy mi się po prostu nie przyśnił ;)
Nie ukrywam, że mąka kasztanowa jest towarem wysokiej jakości ( i ceny) i na pewno dla mnie ten tort jest tylko na specjalne okazje.
Można go zrobić całkowicie bez. Bez glutenu, bez kazeiny, bez jajka i bez cukru :)
A smakuje, jak na te możliwości, obłędnie. I co najważniejsze, nie trzeba go piec :)
U nas znika w jeden wieczór i składa się z góry naleśników :)
Tort trzeba przygotować dzień wcześniej.
Krem na górę można położyć około godziny przed podaniem.
Ten konkretny egzemplarz w gwiazdki to preludium przed Mikołajkami dla Miko.


Składniki:


  • 200 gramów mąki ryżowej dobrej jakości (np melvit) lub mielony ryż (np jaśminowy lub arborio)
  • 100 gramów mąki kasztanowej
  • woda lub mleko roślinne, ja robię teraz na wodzie, jednak z mlekiem ryżowym waniliowym są bardzo smaczne :)
  • szczypta soli
  • tłuszcz do smażenia naleśników

Wykonanie:

1. Z mąki ryżowej i kasztanowej i szczypty soli zrób ciasto na naleśniki mieszając mąkę z wodą lub mlekiem, aby stworzyć lejące się ciasto naleśnikowe.
2. Smaż naleśniki na posmarowanej kroplą tłuszczu patelni podsuszając je raczej niż smażąc za każdym razem chowając je np do garnka z pokrywką tak, aby nie wyschły i nie odparowały. Staraj się, aby były jak najcieńsze. Im cieńsze, tym delikatniejszy tort.
3. Usmażone naleśniki smaruj kremem lub kajmakiem, czy konfiturą  ( u mnie przetarte maliny) i buduj z nich konstrukcję tortu, kładąc jeden na drugim.
4. Układaj je równomiernie a krem/konfitura musi stanowić cienką warstwę, inaczej wypłynie.
5. Przykryj deską do krojenia, na desce postaw coś ciężkiego, np garnek z wodą.
6. Odstaw w chłodne miejsce przynajmniej na 10 godzin.
7. Udekoruj kremem.










Smacznego! :) 






sobota, 29 listopada 2014

wegański krem do tortu, lodów lub innych ptysiów czy karpatek bez glutenu, bez kazeiny, bez jajek,bez cukru

Za tydzień Miko ma Mikołajki, które jak co roku zamierzamy hucznie obchodzić.
Z tej okazji zrobiłam próbny tort naleśnikowy - nie pierwszy, ale poprzednie były z kajmakiem)(na tort naleśnikowy na pewno wrzucę przepis na dniach).
Jednak dziś nie chciało mi się kajmaku, a bardziej smaku i konsystencji śmietany.
A jeszcze bardziej to chciało mi się smaku kremu tortowego, który robi moja Mama (niestety z glutenem, kazeiną i cukrem w czystej postaci).
I wiecie co?
Udało się :)


Składniki na tortową porcję kremu:


  • 150 gramów nerkowców namoczonych około 2 godziny, bez wody
  • 2 czubate łyżki masła klarowanego (więc wcale nie wegański, ale żeby był wegański, wystarczy zamienić masło klar na tłuszcz koko, jednak z masłem klar jest wg mnie smaczniejszy)
  • 2 czubate łyżki ugotowanej kaszy, może być lekko rozgotowana, byle nie kleik.
  • 2 łyżki soku z cytryny
  • 2 łyżki ekstraktu z wanilii - koniecznie na spirytusie (tu tkwi sekret smaku tego kremu)
  • 2 łyżki octu winnego jabłkowego (robię sama, mój jest słodkawy, o aromacie goździków)
  • 3 łyżki miodu (najlepszy będzie malinowy lub wrzosowy, wszystkie o delikatnym, nieżywicznym smaku) - jeśli chcesz, możesz też dodać po prostu cukier :) 
  • woda, w której moczyły się nerkowce, do uzyskania konsystencji (może być niepotrzebna)
  • maleńka szczypta soli


Wykonanie:

- Kilka godzin wcześniej lub poprzedniego dnia:

1. Nerkowce przepłucz, a potem namocz w niewielkiej ilości wody na przynajmniej 2 godziny lub dłużej. Im dłużej tym lepiej, aż do 12 godzin.
2. Ugotuj i wystudź kaszę.

- Krem - wykonanie:

3. Kaszę zblenduj z nerkowcami na mus, dodając stopniowo lekko roztopiony ale jeszcze stały tłuszcz oraz resztę składników.
4. Krem powinien mieć dość gęstą konsystencję, jeśli się leje z łyżki, dodaj trochę kaszy, jednak staraj się, aby pozostał gęsty ;)
5. Blenduj krem tak długo, aż nie będą wyczuwalne grudki i nierówności, a masa nabierze bąbelków ;)
6. Smaruj nim tort lub zjedz go łyżeczką :)


Na zdjęciu w wersji z niegotowym jeszcze tortem z kasztanowych naleśników :)





Smacznego :)

czwartek, 27 listopada 2014

racuchy gryczane bezglutenowe bezmleczne bez jajka trochę inne ;)

Te racuchy święcą tryumfy w naszym domu...
Powstały oczywiście przypadkiem, jak wszystkie pyszne rzeczy ;)
Są tak proste, że już nie można prościej. A Miko mówi na nie "pracuszki" :)


Składniki na 5-7 sztuk:
  • 1 średnie jabłko (najlepiej twarde i słodkie)
  • 7 łyżek ugotowanej na sypko i wystudzonej kaszy gryczanej (biała będzie delikatniejsza)
  • 2 łyżki mąki gryczanej lub więcej, jeśli jabłko było soczyste
  • 1 płaska łyżka mąki ziemniaczanej 
  • pół łyżeczki cynamonu
  • 1/4 łyżeczki kardamonu
  • 1/4 łyżeczki kurkumy
  • szczypta soli

Wykonanie:

1. Z jabłka wytnij gniazda nasienne i zblenduj (nie musi być na miazgę) 
z kaszą gryczaną oraz mąką gryczaną oraz ziemniaczaną. 
2. Dodaj sól i przyprawy korzenne.
3. Układaj łyżką i smaż na suchej patelni lub posmarowanej cienką warstwą tłuszczu (w zależności od patelni).







Smacznego :)





17 listopada Dzień Świadomości Zespołu Smith-Magenis

17 listopada był Dniem Świadomości Zespołu Smith - Magenis. I znów mi czasu zabrakło na zebranie myśli. Fototerapia w toku, latam za Miko z lampą większą od niego, aby fotony płynące z 2500 luksów uderzały o siatkówkę w jego oku i wywoływały.... no właśnie, co? Bo jak na razie nic nie wywołują :/

W międzyczasie ważne dni i rocznice, między innymi ten - bardzo ważny! Dzień Uświadamiania, że worek z napisem "diagnoza autyzm" albo "spektrum autyzmu" to ślepa uliczka...
Znam tyle dzieci z objawami "autyzm/spectrum" gdzie przyczyny były od siebie zupełnie różne i nieprzystające, że serce boli. Boli, bo rodzice często zatrzymują się na diagnozie "autyzm/spektrum autyzmu" albo "zespół Aspergera" (od 2014 roku nie ma już takiej jednostki chorobowej wg DCM V) i rzadko kiedy szukają przyczyn. Bo nie mają już siły albo może myślą, że "autyzm" to choroba.
A przyczyny mogą być różne. Metaboliczne, genetyczne, okołoporodowe, poszczepienne.
Znam kilka mam, które diagnoza wstrzymała w dalszych decyzjach i pozostały przy pracy z objawami.
A przecież niektóre formy "autyzmu" są całkowicie uleczalne!!!
(Polecam uwadze książkę "Siła miłości" Cheri Florance, dostałam ją od teściowej i dała mi nadzieję.)

Między innymi dlatego powstał taki dzień jak ten.
Wiele dzieci kiedyś i dziś wciąż dostaje błędne diagnozy.
W tym dzieci z zespołem Smith-Magenis.
A kiedy oglądam zdjęcia dzieci z SMS z całego świata i czytam o ich zachowaniach, one wszystkie zachowują się podobnie.... Jakby były rodzeństwem... I niektóre wstępnie otrzymują diagnozę "autyzm"...
Diagnoza różnicowa, to jest to, czego brakuje. Ale żeby dobrze ją przeprowadzić, trzeba znać wiele różnych schorzeń i ich przyczyn. Trzeba też zrozumieć, że autyzm to bardziej objaw. Objaw czegoś większego...
Dlatego między innymi został ogłoszony Dzień Świadomości Zespołu Smith - Magenis...
Bardzo ważny dla mnie dzień.
Nie ma nic gorszego niż dostać późną diagnozę. A u nas dzięki świadomości lekarzy genetyków przyszła bardzo wcześnie. Niedługo minie 5 lat, jak wiemy.










niedziela, 16 listopada 2014

bezsenność czyli bezsilność

Jest takie jezioro z mojego dzieciństwa, które śni mi się czasem.
Bardzo różnie mi się śni. Czasem wpada do oceanu. Czasem jest rzeką. Czasem nie ma w nim wody.
Czasem mogę w nim pływać, a czasem na nim, statkiem lub łódką. Czasem prowadzi do niego długa stroma droga, a czasem nie.
Mam sny nawet wtedy, gdy mało i krótko śpię.

Jest 23:43. Kilka minut temu wstał Mikołajek, który usnął o 18:17.
Przespał 5 godzin czyli tyle, ile ja zwykle śpię.
Jest jak skowronek.
A ja właśnie chcę iść spać.
Bo ledwo widzę na oczy.
Bo jestem zmęczona i tak dalej...

To są te chwile, kiedy jestem bezsilna.
Jest jeszcze za mały na to, żeby został teraz sam i sam organizował sobie aktywność do rana.
Co robić?

Ja i tatuś magenisiowy jesteśmy bardzo zmęczeni bezsennością Mikołajka.
Od nowa więc się za to zabieram.
Od nowa robię dziennik snu i plan nowych działań.
Potrzebne są specjalne rolety w całym domu, które sprowadzą ilość światła wpadającego nad ranem do ilości poniżej 50 luksów.
Potrzebna lampa do fototerapii.
Potrzebny czas, żeby to wszystko ogarnąć.
I siły, żeby nie paść na nos.

I jeszcze te pytania, które wpadają do mojej głowy....
Czy Mikołajek ma sny?
Czy śnią mu się wspomnienia?

Na zachodzie bezsenność w zespole SM próbują leczyć farmakologicznie: risperidonem - to pierwsza myśl każdego psychiatry. Melatonina - to druga. Acebutonolol to trzecia - nie zawsze w tej kolejności. Risperidon jest neuroleptykiem, odpada. Są doniesienia, że nie jest to lek bezpieczny dla architektury mózgu jak wszystko, co ingeruje w neuroprzekaźniki. Melatonina? Ta opcja już była przerabiana, ale może warto znów do niej powrócić, choć w innej postaci. Acebutonolol wywoływał jeszcze większą senność w dzień a bezsenność w nocy. I trzeba było robić badania kardio co miesiąc, wymagające współpracy Mikołajka niechcącego współpracować.

Czuję, jak narasta ból głowy. To ze zmęczenia. Mikołajek czyta książkę o kotku i je jabłko. Przynajmniej tyle, że w pewnych sprawach jest już samodzielny.
Jak żyje się bez snu? Różnie. Bardzo różnie.
Teraz wypróbujemy fototerapię.
Rodzice dzieci z USA piszą mi, że fototerapia nie działa.
Nie wiem.
Zobaczymy.
Kończę piec bułeczki bez glutenu i idę spać.
Na posterunku zostaje niezawodny tatuś magenisiowy.



czwartek, 13 listopada 2014

zielona rolada z makrelą lub łososiem bez mleka bez glutenu - przystawka np na Sylwestra ;)




W kategorii popełnień to popełnienie jest jednym z lepszych.
Ma wiele zalet.
Jest zielone (mój ulubiony kolor).
Wcale jest trudne - choć na takie wygląda.
Zrobiłam tę roladę, adaptując jeden z przepisów z Ugotowanych, ponieważ zachwyciłam się reakcją jedzących i zamarzyłam o wersji bg i bm. Wciąż kombinuję jak zrobić ją bez jaja.
Jest dość dobre jak na moje możliwości czasowo - ogarniające.
A przede wszystkim idealnie nadaje się na przystawkę lub jako danie typowo sylwestrowe (trochę wybiegam w przyszłość, ale lepiej być hop do przodu niż hop do tyłu :)


Składniki na ciasto:
  • torebka zielonego szpinaku (jeśli używasz mrożonego, rozmroź go i odsącz wodę)
  • 3 jaja
  • 3 łyżki mąki owsianej
  • łyżeczka soli himalajskiej
Składniki na krem do rolady:
  • 50 gramów namoczonych orzechów nerkowca
  • 2-3 łyżki rozgotowanej na miękko kaszy jaglanej (lepiej, żeby miała charakter bardziej kleikowy niż na sypko)
  • 2 łyżki masła klarowanego (nie musi być rozpuszczone)
  • 2 łyżki chrzanu (lub do smaku)
  • 2 łyżki octu jabłkowego
  • płaska łyżeczka soku z cytryny 

Wypełnienie:

  • u mnie wędzona makrela lub wędzony łosoś
  • drobno krojona natka pietruszki 
  • w wersji wegańskiej można użyć awokado z zielonym ogórkiem
  • w wersji ekstremalnej dla nieortodoksów można użyć surimi (mogą być dobre, ale to mieszanka chemii i pszenicy) 

Wykonanie:

Nie jest to takie trudne, na jakie wygląda :)

1. Jajka ubij.
2. Szpinak umyj, odsącz z wody, zblenduj na jedną masę i dodaj do jajek.
3. Dodaj mąkę, sól, pieprz i wymieszaj na jednolitą masę.
4. Rozsmaruj ciasto równomiernie na papierze do pieczenia na blasze w formie równego prostokąta.
5. Piecz w piekarniku nagrzanym do 180 stopni 5-8 minut. Ciasto ma być elastyczne. Kiedy z nim eksperymentowałam pierwszy raz, spiekło mi się w suchy rulonik ;) Nie przejmuj się, że w piekarniku zrobi się balon. Ciasto wyjmij od razu i wystudź.

6. W tym czasie zblenduj orzechy wraz z octem jabłkowym, sokiem z cytryny, kaszą, pieprzem mielonym, masłem i chrzanem. Robiłam to dość długo, próbując po trochu, aż masa nabrała kremowego charakteru i oczekiwanego smaku ;) orzechy nerkowca są słodkie i trzeba tę słodycz przełamać. Jeśli masa jest za gęsta, po prostu dodaj wody. 

7. Wysmaruj ostudzone ciasto gotową masą. Nie może być grubo!
8. Na masie rozłóż makrelę z pietruszką lub inne właściwe Twoim smakom składniki.
9. Zwijane jest proste - ostrożnie podważ łopatką brzegi ciasta i zacznij rolować je dłuższym bokiem. Na koniec możesz sobie pomóc papierem, na którym było pieczone, aby finalnie w ten papier ciasto zawinąć dość mocno, bowiem teraz przynajmniej 12 godzin musi się przegryźć w chłodzie.
10. Po przegryzieniu w chłodzie pokroić na 1 cm roladki :) 

Smacznego!!!





Niestety, nie zdążyłam zrobić ani jednego dobrego zdjęcia, dlatego muszę je zrobić jeszcze raz!  
To zdjęcie jest bardzo robocze, kroiłam na szybko, pod ogromną presją głodnych spojrzeń,
 a to działanie wymaga jednak uwagi :)




A tu jest oryginał.
Z makrelą i pietruszką lepsze ;)



środa, 12 listopada 2014

to, co miało nadejść, nadeszło

To, co miało nadejść, nadeszło. Nadeszła listopadowa jesień.
Wcześniej jesieniami mojego życia czułam się nieswojo, a ta jesień jest inna.
Ciepła i radosna, jakby Słońce przesunęło się bliżej Ziemi i wysyłało więcej promieni.
Nie wiem, co się stało. Nie wiem, czemu. Pewnie serce wie.

A może to dlatego, że Mikołajek wreszcie uporał się ze zmianą i poszedł na ugodę z nowym terapeutą.
Może dlatego, że zmieniły się godziny terapii i dzięki temu mój dzień jest lepiej zorganizowany i lepiej wykorzystuję czas, którego i tak nie mam.
Może dlatego, że bardzo dużo się dzieje, że czuję inną, pozytywną energię, jakby moje serce opuścił na chwilę smutek i mogę wreszcie patrzeć w przyszłość.
On już tyle mówi!
Ja słucham i chłonę każde jego słowo, każdy jego karambol w myśleniu i wymawianiu tego, co tak bardzo trudno jeszcze mu wymówić, ubrać w słowa, wyrzucić z siebie zamiast krzyków i emocji, gdy jest zmęczony.
Bo śpię coraz mniej. Bo Mikołajek śpi coraz gorzej. Budzi się, hałasuje, śpiewa, tańczy, skacze, buszuje po szafkach i wyjada zapasy ze spiżarni.
W zasadzie można powiedzieć, że nie śpi coraz lepiej.
Jak każdej jesieni plus jeszcze parę minut niespania, które dochodzą co roku, gratis.
Nie wiem, czemu te jesienie tak nas źle traktują z tym snem... :(

Tym czasem za oknem coraz mniej liści i nadchodzi nieuchronna nieuchronność.
Paskudne jesienno - zimowe zimno z mrokiem i zamarłe w oczekiwaniu na wiosnę drzewa, przerażająco nagie, wygięte od wiatru do słońca...


O, właśnie się obudził...  A nie mówiłam.... Punktualnie o północy..
O, właśnie wpadłam na pewien pomysł...



poniedziałek, 27 października 2014

trudne chwile...

Mamy czasem chorują.
Jedne chorują bardziej a inne mniej.
Ja staram się wcale. Nie tylko dlatego, że system logistyczno-organizacyjny wtedy leży w gruzach, ale też dlatego, że Mikołajek nie może się pozbierać, ogarnąć i stawić temu czoła.
Przynajmniej na razie.
Więc choruję tylko wtedy, gdy mój system potrzebuje się zrebootować.
Zamiast chorowania dbam o bhp życia (jak umiem).
Jednak w piątek strzeliło mi coś w nodze i w sobotę nie mogłam już chodzić.
W niedzielę było jeszcze gorzej, więc pojechałam do lekarza.
W nodze nic się nie urwało, ale się na tyle popsuło, że chodzenie przestało być atrakcyjne.
Do lekarza Mikołajek pojechał ze mną, akurat tak wyszło, że nie było go z kim zostawić.
Pierwsze trudne chwile w poczekalni udało się przetrwać, bo tatuś magenisiowy zabrał go na przejażdżkę do pobliskiego hipermarketu, gdzie zakupili książeczkę "Świnka Peppa".
Jednak po godzinnej wyprawie ja nadal byłam pod gabinetem.
Kolejna trudna sytuacja została zażegnana dzięki Youtube oraz piosenkom dla dzieci o pająku.
Prawdziwy dramat rozpoczął się, gdy szłam na rentgen.
Kuśtykając w kierunku gabinetu jednocześnie przyjmowałam na nogę okłady z przytulanki Mikołajka - konika oraz starałam się wyjaśnić, że zaraz wrócę i że wszystko jest w porządku, bo pani zrobi mi TYLKO ZDJĘCIE.
Do chirurga nie pozwolił mi wejść sam, na szczęście doktor był na tyle wyrozumiały, że nie przeszkadzał mu Mikołajek samozwańczo rozłożony na kozetce ;)
Gdy wychodziliśmy, rozpoczął się kolejny dramat, Mikołajek bowiem chciał w przychodni pozostać...

piątek, 24 października 2014

po konferencji bliskości rzut oka z pewnej odległości

Piszę dziś pełna refleksji po konferencji bliskości.
Myślę, że minęło już wystarczająco dużo czasu, aby pewne myśli w mojej głowie się ułożyły.
Od tygodnia bowiem o niczym innym nie myślę, tylko o tym, czy ja jestem dobrą matką.
Czy ja dobrze kocham.
Bo to może zniszczyć dziecko na całe życie....

Myślę też o tym, jak to jest z tą kontrolą. Czy dzieci to eteryczne istoty machające gołymi, różowymi nogami wystającymi z chusty i czy siedmiolatek to jeszcze dziecko czy już nie. Czy jego też dotyczy rodzicielstwo bliskości, skoro nie ma już raczej kontaktu skóra do skóry ani noszenia w chuście, są za to klasycznie fizjologiczne próby wejścia w dorosłość, usamodzielnienia się, złapania szerszego spojrzenia dzięki stopniowemu oddzielaniu się od starych poprzez bunt (nie wiem naprawdę, czy jako dobra matka mogę tego słowa używać).

Zanim się okazało, że ktoś wymyślił RB czyli rodzicielstwo bliskości, byłam już matką - a przede mną wiele pokoleń ludzkości.
Matką, która próbowała najlepiej jak umiała ogarnąć rzeczywistość, w której choroba Mikołaja stała się naszym towarzyszem, kłopotliwym, trudnym, wymagającym towarzyszem....
I do zeszłej soboty właśnie myślałam, że ja jestem matką bliskości!
Bo zawsze byłam przy Mikołaju blisko... blisko na wszystkie te sposoby, które gwarantują dziecku poczucie bezpieczeństwa....bo zawsze słuchałam jego potrzeb, usiłując je wyłuskać spośród wszystkich tych trudnych i irracjonalnych zachowań, których nie można zrozumieć....
I choć było trudno, dzięki ciągłej, pielęgnowanej bliskości udało mi się zbudować z nim więź, choć był nieobecny, a potem niechętny.
Bo dzięki temu udało mi się go tyle czasu karmić piersią... co było dla mnie w tamtym czasie sprawą najwyższej wagi...
Bo dzięki temu ogarnął większość swoich trudnych zachowań.
Bo dzięki temu zaczął mówić...
A jak zaczął mówić, to potrafi powiedzieć "Kocham Cię mamusiu".
Bo po 7 latach nauczył się odwzajemniać te wszystkie buziaki, przytulaki i słowa pełne miłości, które dostawał przez całe swoje życie. 

A jednak po konferencji bliskości nabrałam wątpliwości, czy kierując się swoim sercem, czegoś nie pogubiłam. Na szczęście moje serce nie płynie żadnym nurtem i nie stosuje się do żadnych przepisów. Gdy tak opowiadaliśmy (Leomama, Ojciec King Konga i ja - mama magenisiowa) o tym naszym bliskim rodzicielstwie z oddalonymi przez choroby dziećmi, o tym wszystkim, co dla nas było i jest najtrudniejsze, stało się coś, co nas wszystkich zaskoczyło.

Jedna z aktywistek ruchu RB w Polsce, siedząca na widowni psycholog Kaja Kojder-Demska, w części z pytaniami zadała nam, rodzicom dzieci trudnych (znów palnęłam gafę, nie ma trudnych dzieci, są najwyżej nieuleczalnie chore) pytanie, które.... brzmiało z grubsza tak: "Dlaczego na takim wydarzeniu, jakim jest Konferencja Bliskości, można sobie tak po prostu rozmawiać o "zarządzaniu przez dziecko" - to poszło w złą stronę!" [Sformułowania "zarządzanie przez dziecko" w rozmowie z prowadzącą panel Beatą Jewiarz użyła obecna w panelu psycholog Fundacji Synapsis Łucja Sokorska - Maj, prowadząca  zajęcia z rodzicami dzieci z zespołem Aspergera i autyzmem.]

Zapadła cisza. Patrzyło na nas przeszło 200 matek RB czekając, co odpowiemy. Jak wyjdziemy z tej trudnej sytuacji, w której nasze rodzicielstwo bliskości stanęło pod wielkim znakiem zapytania.
Zresztą, czas właśnie skończył.

Przez jeden krótki moment poczułam się BARDZO ZŁĄ MATKĄ.
Poprosiłam o komentarz przyglądającej się rozmowie Agnieszce Stein. 
Dowiedziałam się, że dziecko nie zarządza, nie przejmuje kontroli. Dziecko wyraża potrzeby. To wszystko w temacie. Czas się skończył.

Skonsternowana zaczęłam myśleć, gdzie te zacne ideały miłości, empatii i otwartości na drugiego człowieka w rodzicielstwie bliskości? Gdzie język żyrafy wg NVC ? Gdzie cierpliwość, otwartość na świat taki, jakim widzą go inni? Powiem szczerze, myślałam, że jednym z celów rodzicielstwa bliskości jest również uczenie otwartości na drugiego człowieka, na odkrywanie tego, co kieruje jego językiem, na empatyczne rozumienie świata i kontekstu, w jakim znalazł się rozmówca.
Jakie doświadczenia tworzą w języku rodziców nieuleczalnie chorych dzieci żywe, funkcjonujące sformułowania "zarządzanie przez dziecko, przejmowanie kontroli przez dziecko", które z doświadczenia swojej wieloletniej pracy przytoczyła psycholog z Synapsis?
Jaka bezsilność za tym stoi? 

Kto jest gotowy otworzyć swoje serce i zrozumieć?
Daję słowo, myślałam, że właśnie do tego stworzone jest rodzicielstwo bliskości - do wyposażenia dzieci w otwartość na drugiego człowieka.


Jednocześnie chciałam podziękować Mamani oraz Hafiji za zorganizowanie konferencji i szczególnie za zaproszenie. Bliskość matki i karmienie piersią jest kluczowe dla rozwoju dziecka. Myślę, że każda matka to czuje, nie każda jednak jest w stanie przeciwstawić się rodzinie czy własnym lękom, więc trzeba o tym mówić. Takie spotkania są potrzebne. Warto o tym mówić wciąż i w kółko, bo szczęśliwe dzieci z poczuciem bezpieczeństwa są po prostu naszą przyszłością.
Pozdrawiam wszystkie mamy :)


 

poniedziałek, 20 października 2014

rodzicielstwo bliskości

Jest jeszcze wszystko we mnie żywe po udziale w II Konferencji Bliskości.
Jeszcze grają we mnie wspomnienia tamtych wydarzeń, o których sobie musiałam przypomnieć, gdy podczas panelu opowiadałam o tym, jak to jest być mamą Mikołajka od początku. Od pierwszego dnia. Od pierwszego jego mimowolnego ruchu ręką. Od zgięcia jego paluszka. Od uśmiechu. Od pierwszego karmienia piersią. Od jego pierwszej świadomej radości. Od budowania krok po kroku matczynej miłości w tych wszystkich ukrytych przed innymi cieniach. O moich łzach do rękawa, które czasem spadały na twarz nieobecnego Mikołajka. O moich rozterkach i lęku o przyszłość, gdy spał bez ruchu w przesuwającej się plamie słońca. Cały dzień. O uczuciach, gdy matki zabierały dzieci z piaskownicy, gdy Mikołajek gubił się w swoich emocjach. O samotności i izolacji....

Słuchałam przejmującej opowieści Leomamy, słuchałam zaklętej w zaledwie kilku słowach historii Ojca Karmiącego..... Tyle uczuć, tyle wyzwań, tyle okazji do własnego rozwoju....

Dziś przy wieczornym myciu zębów Mikołaj znów mnie uderzył.
Uderzył w swoim własnym mimowolnym odruchu odmowy, usiłując mi tym rozpaczliwym gestem wyjaśnić, jak on bardzo nie lubi tego mycia zębów. Jak bardzo jest to nieprzyjemne. Jak bardzo go to boli. Bo przy takiej nadwrażliwości boli.
Nie uderzył mnie mocno, ale jakoś tak zabolało. Ukryłam twarz w dłoniach i złapałam powietrze.
- Przepraszam, mamusiu. - usłyszałam zaskoczona.
Patrzył na mnie w taki sposób, jakby bał się, czy na pewno nic mi się nie stało.
Nigdy wcześniej tego nie zrobił. Jakby zaczynał oddzielać od siebie te dwie rzeczy - potrzeby jego i moje.......

sobota, 11 października 2014

fasolka jaś inaczej - pyszna farinata z białej fasoli wegańska bezglutenowa

Bardzo lubię białą fasolę. Jest słodkawa i ma "to coś", co do mnie mówi.
Piekłam już farinatę z grochu, z ciecierzycy, z fasolki mung, ale moja ulubiona to właśnie grochowa i fasolowa, bo jakoś wcześniej, oprócz barszczu, nie znalazłam dla fasoli ciekawego zastosowania.
(Nie cierpię fasolki po bretońsku) :)

I tak oto w wyniku nagłego olśnienia upiekłam TO.
I TO było bardzo pyszne :)
Zostało zjedzone szybciej niż zrobiłam.
Na gorąco z masłem klarowanym oraz zakwasem buraczanym.....trochę jak tosty.


Składniki (na wielką blachę):


  • 400 gramów białej fasolki, masłowej lub jaś
  • 5 łyżek masła klarowanego w formie płynnej lub oliwy 
  • szklanka do półtorej szklanki wody
  • sól

Wykonanie:



  1. Fasolkę przepłucz i namocz na 12 - 24 godziny. Im dłużej tym lepiej.
  2. Po namoczeniu usuń wodę i przepłucz jeszcze raz.
  3. Tak przygotowaną fasolkę zblenduj wraz z wodą tłuszczem i solą na ciasto o konsystencji śmietany. Jeśli będzie za gęste, dolewaj wody, aż stanie się pożądaną "śmietaną".
  4. Wyłóż ciasto na blachę - rozsmaruj je łopatką najlepiej na papierze.
  5. Piecz w piekarniku na 180 stopni Celsjusza przez około 40 minut (aż góra będzie się brązowić).
  6. Można zjeść zaraz po upieczeniu, a można później, podgrzane na suchej patelni.

Warianty dla delikatnych brzuszków:
A. Fasolkę po namoczeniu obierz ze skórki (wtedy trzeba namoczyć jej około 1/3 więcej niż w powyższym przepisie
B. Fasolkę po namoczeniu ugotuj. Ugotowaną i wystudzoną zblenduj, balansując ilością wody tak, aby nie powstało jezioro.







Smacznego :)

piątek, 10 października 2014

bezglutenowy wegański placek drożdżowy ze śliwkami

Tęskniąc za smakiem drożdżowego, które wciąż pyszne piecze moja Babcia, upiekłam wreszcie swoje. Zainspirowana (kolejny raz) smakoterapiową pizzą gryczaną, która mi do tej pory zawsze wychodziła, upiekłam, wierząc w to, co robię, własny placek ze śliwkami. I to było to!
Ciasto znikało w tempie błyskawicznym. Kto żyw, sięgał po kolejny kawałek.
Oczywiście dla tych, którzy nie boją się drożdży ;)


Składniki na wielką blachę ciasta:

  • 2 duże pełne szklanki mąki gryczanej
  • mleko roślinne na zaczyn 1 szklanka + tyle, aby ciasto miało konsystencję śmietany (około szklanki)
  • 4 łyżki rozpuszczonego (nie gorącego) masła klarowanego lub oleju kokosowego
  • 40 gramów drożdży
  • 2 łyżeczki cukru trzcinowego lub 2 łyżki melasy na zaczyn
  • 1 łyżeczka kardamonu
  • szczypta soli
  • kilogram śliwek
  • ewentualnie cukier nierafinowany lub ksylitol do śliwek
  • cynamon do śliwek
Przygotowanie:
  1. Przygotować zaczyn - drożdże rozpuścić w szklance mleka (podgrzewam do 37 stopni) wraz z cukrem lub melasą czterema łyżkami mąki.
  2. Po 20 minutach, gdy zaczyn zabulgocze, dodać mąkę z kardamonem, tłuszcz oraz sól i ciasto wyrobić w robocie lub thermomiksie. Ciasto musi mieć konsystencję śmietany.
  3. Rozłożyć na blaszce (tym razem piekłam na papierze), włożyć przecięte na pół śliwki, każdą posypać cynamonem i ksylitolem lub cukrem. 
  4. Zostawić na pół godziny maks w ciepłym miejscu do wyrośnięcia (rośnie jak szalone) - nie musi długo wyrastać, wystarczy, jak dojedzie do śliwek ;)
  5. Piec na 180 stopni 40 minut.




Wyrasta i smakuje jak szalone :)
Smacznego! 



sobota, 4 października 2014

dwa słowa o szkole

Jeszcze spadają kasztany, ale już zrobił się październik i zebrało mi się na podsumowania.

Mikołąjek ma 7 lat. Mógłby już chodzić do szkoły, ale żadna szkoła nie jest jeszcze gotowa na Mikołajka. Zdecydowaliśmy więc, że w tym roku, w zgodzie z orzeczeniem, które posiada, Mikołaj zostanie w przedszkolu "Magiczna Busola", gdzie może korzystać z pełnej terapii.
Dlaczego żadna szkoła nie jest gotowa?
Tego nie wiem.
Odwiedziłam dwie integracyjne, w których jasno mi powiedziano, że NIE (udałam się na rozmowy na drodze nieformalnej, żeby wybadać grunt).
I dobrze się stało, że to zrobiłam, bo żadna z publicznych szkół integracyjnych faktycznie NIE NADAJE SIĘ. Nie może zapewnić dodatkowej opieki oraz warunków.
Nie może, bo nie chce. Wymagałoby to bowiem wyjścia poza schemat. A szkoły nie mogą wychodzić poza schemat, bo to grozi rozwojem szkolnictwa.

Początkowo, a było to w marcu, odczułam niemoc i bezsilność.
W mojej głowie przebiegały komunikaty w rodzaju !#&&*$###!!!, szczególnie, że Mikołajek, mówiąc coraz więcej słów, zaczął, jeszcze wtedy bez składni, podejmować temat szkoły.
"Co będzie dalej z Mikołajkiem?", zadawałam sobie to pytanie, aż odczułam mdłości.

Byłam tak zdesperowana, że nawet odwiedziliśmy szkołę specjalną.
Świetną szkołę specjalną ze świetnymi warunkami.
W tej szkole byłoby wszystko, czego potrzebuje Mikołajek......jednak nie byłoby zdrowych dzieci, których Mikołajek potrzebuje i chce z nimi być i chodzić z nimi do szkoły.....
Nie mówiąc już o sprawie formalnej, że aby chodzić do szkoły specjalnej, trzeba spełniać kryteria upośledzenia umysłowego.... Mikołajek go nie spełnia. ( I dobrze!!! )

Po jakimś tygodniu ochłonęłam i podjęłam rozmowy z Busolą, aby Mikołajek uczył się nadal u nich. Bo jak na razie to było najlepsze ze wszystkich miejsc na świecie, jakie dostał od losu Mikołajek.
Rozmowy w Poradni PP również dały jednoznaczną odpowiedź, że Mikołajek w Busoli może pozostać <3

Uspokojona, że sprawa jest odroczona i mam jeszcze ROK czasu na znalezienie Mikołajkowi szkoły, gdzie nie będzie za swoją chorobę stał w kącie, jak było to niegdyś w przedszkolu integracyjnym "Zielony Latawiec", po prostu oddałam sprawy Wszechświatowi, wysyłając bez żadnych nacisków tylko jedną małą prośbę, aby szkoła znalazła się w odpowiednim czasie. 

Skończyły się wakacje, podczas których Mikołajek pytał codziennie, czy dziś już pójdzie do przedszkola :) i przyszedł wrzesień. We wrześniu okazało się, że orzeczenie, wystawione przez Poradnię PP kwalifikujące Mikołajka do odroczenia nauki o jeszcze ten rok jest ważne tylko dla MEN, a urzędy dzielnicowe ich nie honorują i wymagają innej dokumentacji.... co oznaczało, że we wrześniu było o krok od sytuacji, w której Mikołajek znalazłby się poza prawem, nikt bowiem z urzędników  nie chciał go wpisać do edukacji przedszkolnej (brak odroczenia) oraz zakwalifikować do subwencji, a nie był zapisany do żadnej ze szkół ( obowiązek nauczania szkolnego od 6 roku życia). Normalnie pat!!! Nie wiem, któremu ministrowi gratulować.

Wchłonąwszy tę informację, westchnęłam, mrucząc pod nosem "co ma być to będzie" oraz "jak nie urok, to sraczka". Na szczęście niezastąpiony tatuś magenisiowy posiadający dar oddziaływania bezpośredniego na kobiety ;) w ciągu dwóch dni załatwił stosowne odroczenia.

I w ten oto sposób pozostał nam już tylko rok, aby znaleźć TO MIEJSCE dla Mikołajka. Z ludźmi, z którymi byłoby mu tak dobrze, jak z Ciociami i Wujkami w Magicznej Busoli.

Ja już wiem, że kiedy Bóg zamyka jedne drzwi, to otwiera drugie.
Nie można bowiem przejść przez różne drzwi - równocześnie.....


wegański kajmak czyli bez mleka ;)

Smak, którym nie mogę podzielić się z dziećmi, bo białka mleka wywołują u nich reakcje uczuleniowe.
Kajmak...

Myślałam, myślałam i wymyśliłam.... :)
Zrobiłam kajmak z kokosa.
Ale jak?
Tak! :)

Składniki:

  • mleko kokosowe własnoręcznie wyciskane z wiórków w wyciskarce ślimakowej  (nie wiem, czy kajmak wyjdzie z mleka w kartonie lub puszce, ponieważ takich nie kupuję)
  • łyżka cukru na każde 200 ml mleka /najlepiej trzcinowy nierafinowany organiczny/

Wykonanie:

  1. Wiórki organiczne (bez siarki) zalać wrzącą wodą lub zagotować. Wody musi być tyle, aby przykryć wiórki.
  2. Po wystudzeniu wycisnąć wiórki w wyciskarce ślimakowej.
  3. Mleko wlać do dużego rondla lub na patelnię i redukować na wolnym ogniu.
  4. Często mieszać.
  5. Gdy się zagotuje, dodać cukier. 
  6. Gdy masa zgęstnieje i zbrązowieje - po około godzinie (przy 600 ml mleka) zlać wytopiony tłuszcz - troszkę można zostawić, ale nie cały.
  7. Masę kajmakową zblendować, aby stała się jednolita.








Smacznego :)



Uwaga - zachowuje się tak samo, jak mleczny kajmak - czyli twardnieje w lodówce :)


niedziela, 28 września 2014

bezglutenowe gofry amarantusowe bez kazeiny bez cukru bez proszku do pieczenia

Ostatnio u nas co niedziela gofry.
No cóż - lubimy ;)
Mam kilka swoich ulubionych, do jednych z nich należą gofry amarantusowe.
Te robię z jajkiem.
Nie próbowałam bez, ale obiecuję, spróbuję ;)
Te gofry robię również na kaczym jajku, ponieważ Daniel jest uczulony na kurze białko.
Gofry są bardzo syte, idealne zarówno w wersji wytrawnej jak i na słodko.
U nas dziś były z duszonym bakłażanem. Pycha, choć pasta nie wygląda zbyt estetycznie ;)


Składniki ( na dwa gofry tradycyjnej wielkości):


  • Niepełna szklanka mąki z amarantusa
  • 1 jajko
  • około 30 - 50 ml mleka roślinnego ( u nas kokosowe robione własnoręcznie)
  • szczypta kardamonu 
  • szczypta soli
  • jeśli mają być na słodko - szczypta cynamonu

Wykonanie:

  1. Całe jajko ubić;
  2. Dodać mąkę i ubijać dalej dolewając tyle mleka, aby stworzyła się gęsta konsystencja ciasta gofrowego.
  3. Ciasto nakładać równomiernie łyżką, ciasta nie musi być dużo, pięknie rośnie.
  4. Piec w posmarowanej tłuszczem maszynce do pieczenia gofrów około 10 minut.






Smacznego :) 








"Pyszne gofry, mamo!" - powiedział Mikołajek, rozczulając mnie zupełnie.



gryczane kruche ciasto bezglutenowe wegańskie "czekośliwka pod kruszonką" - bez kazeiny i bez jaja, a dla odważnych bez cukru ;)

Czekośliwka to coś, co kocham miłością wielką.
Dlaczego więc nie upiec ciasta "czekośliwka"?
Tak właśnie pomyślałam sobie kilka dni temu i wczoraj po powrocie z wielkiego Święta Cydru, na którym Mikołajek oglądał, jak wyciska się jabłka  na sok i na cydr, zrobiłam... wcale nie szarlotkę ;) a tartę - czekośliwkę.
Tatuś magenisiowy - nasz papierek lakmusowy smaków zbliżonych do tradycyjnej kuchni wydał korzystny werdykt, powiedział, że tarta wyszła "bardzo smaczna". Sami spróbujcie :)


Składniki: (na okrągłą formę do tarty 24 cm)


  • 220 gramów mąki gryczanej + łyżka/dwie na kruszonkę
  • 100 gramów masła klarowanego lub zimnego tłuszczu kokosowego
  • 3 łyżki kakao w proszku (niesłodzonego)
  • 100 ml mleka kokosowego (używam mleka własnej roboty) - mleko powinno być schłodzone
  • szczypta soli
  • szczypta kardamonu
  • kg śliwek
  • jeśli ktoś używa cukru - 3 - 4 łyżki cukru do kruszonki oraz 1-2 do ciasta




Jak zrobić ciasto:

1. Połączyć ze sobą suche składniki oraz cukier - jeśli ciasto ma być słodkie lub słodka kruszonka nie wystarczy.
2. Dodać masło i zmieszać w blenderze lub mikserze (u mnie TM)
3. Dodać mleko.
4. Wszystko krótko wymieszać (nie musi być jednolite)
5. Odłożyć z ciasta 1/10  i zostawić na kruszonkę.
6. Blachę/foremkę natłuścić i posypać mąką (idealnie sprawdza się mąka amarantusowa, jest lepsza od tartej bułki)
7. Wyłożyć na blachę/formę ciasto.
10. Ciasto ponakłuwać widelcem.
11. Ciasto przykryć pergaminem i talerzem/suchą fasolą/kulkami ceramicznymi, aby ciasto podczas pieczenia nie "wybuchło".
12. Zapiec 15 minut na 180 stopni (nie mam termoobiegu).
13. W tym czasie przygotować kruszonkę jw.
13. Położyć śliwki.
14. Obsypać kruszonką.
15. Piec 30 minut - ciasto z kakao dłużej się piecze.


Kruszonka:

Pozostałą część ciasta wrzucić do blendera i dodać 1 - 2 łyżki mąki oraz cukier, jeśli kruszonka ma być słodka.
Mieszać tak długo, aż powstaną grudki.
Można zrobić to ręcznie łyżką, ale ciasto musi być zimne.






Smacznego! :)






czwartek, 11 września 2014

wyborne bezglutenowe wegańskie naleśniki z kaszy gryczanej czyli białej gryki niepalonej bez jajka i kazeiny

Najlepsze, jakie do tej pory jadłam naleśniki z gryki.
W moim rodzinnym domu naleśniki smażył tata.
Pamiętam do dziś, jak to robił.
Smażył je rzadko, ale ich smak został gdzieś tam, błąkając się pomiędzy synapsami. I wraca.
Nawiniętą na kijek watkę maczał w oleju i robił na patelni cieniutką warstwę tłuszczu.
Naleśniki nie były tłuste.
Były wspaniałe.
Zjadałam je same, bez nadzienia, co robi też dziś Daniel i Mikołajek, awanturując się o to, aby były "suche" ;)

Na diecie bezglutenowej tego mi najbardziej zaczęło brakować - naleśników taty.
Aż do czasu, kiedy koleżanka z fantastycznego bloga Dobre Posiłki  podzieliła się ze mną przepisem na naleśniki z  dietawarzywnoowocowa.pl Ten przepis robi tak zawrotną karierę, że pojawił się nawet ostatnio na ulubionej i inspirującej Smakoterapii.
Jednak jest wciąż dużo pytań, jak je przygotować, bo nie wszystkim wychodzą.
Faktycznie technika wykonania różni się delikatnie od tradycyjnego sposobu.
Z tego powodu oraz w odpowiedzi na prośby zdecydowałam się wrzucić tu przepis :) choć znajdziecie go też we wcześniejszych linkach.

Składniki na podstawowe ciasto naleśnikowe:

  • 500 gramów wcześniej namoczonej gryki (wychodzi mi około 16 -17  naleśników klasycznej wielkości)
  • woda lub mleko roślinne (używam kokosowego lub sojowego, niebawem wypróbuję ryżowe waniliowe bez cukru i dam znać, czy się nie kruszyły) - może być też zwierzęce, jeśli używacie;
  • szczypta soli
  • tłuszcz do smażenia
Wykonanie ciasta: 

/ta procedura sprawdza mi się za każdym razem, ale musiałam swoje w kuchni odbębnić, 
aby zrozumieć, jak je zrobić, żeby były wyborne i elastyczne )

  • Grykę namoczyć na min 12 godzin do 24; 
  • Odsączyć z różowej, gęstej wody i przepłukać czystą wodą;
  • Blendować, dodając po troszku wody czy mleka (na 500 gr gryki około 500 - 700 ml płynu w zależności od rodzaju ziarna)
  • Zostawić na około 15-30 minut, żeby skrobia gryczana zaczęła pracować (ciasto może zgęstnieć, wtedy wystarczy dodać łyżkę płynu)
  • Ciasto do smażenia musi mieć konsystencję dość płynną, rzekłabym wodnistą, jak ciasto naleśnikowe ;) U mnie swobodnie spływa z łyżeczki. 



Żeby naleśniki się udały (sekrety mamy magenisiowej):

- patelnia musi być dobrze, równomiernie rozgrzana, przepalona
- patelnia nie może być maksymalnie rozgrzana, naleśniki smażę na małym ogniu
- patelnia musi mieć minimalną warstwę tłuszczu


  1. Rozgrzej suchą patelnię prawie "do czerwoności", potem zmniejsz ogień na maleńki i zostaw, aby trochę przestygła. Patelnię należy rozgrzewać, a potem studzić kilka minut - przepalić. Gdy będzie dobrze, równomiernie rozgrzana, naleśniki będą się smażyć bez problemu.
  2. Posmaruj silikonową łopatką lub pędzelkiem patelnię tak, aby pozostawić mikroskopijną warstwę tłuszczu.
  3. Wylewaj ciasto na patelnię łyżką lub w inny sposób, np prosto z misy blendera (niektóre mają dzióbki). Ja używam łyżki wazowej.
  4. Rozprowadź ciasto zdecydowanym ruchem patelni po całej patelni.
  5. Smaż, aż brzeg naleśnika odejdzie od patelni.
  6. Przełóż na drugą stronę.
  7. Krótko podsmaż.
  8. Zdejmij z patelni na talerz, który należy przykryć dużą pokrywką (używam pokrywki od wielkiej patelni lub miski stalowej) Naleśniki przykrywamy po to, aby nie wysychały. Tak przykryte powinny utrzymać elastyczność do następnego dnia.
Odpowiedzi na najczęściej zadawane pytania:
  1. Jeśli naleśniki gotują się na patelni, to znaczy, że była za gorąca!
  2. Jeśli naleśniki przywierają, to znaczy, że: 
  • jeszcze się nie zrobiły i trzeba poczekać 
  • było za mało tłuszczu, a ta konkretna patelnia lubi tłuszcz i jeśli czekasz i czekasz, aż odejdą, to podważ je łopatką. Jeśli za bardzo wyschną, to się pokruszą.
Należy założyć, że pierwszy naleśnik się nie uda. 
To jest takie prawo Murphiego ;)
Następne będą już lepsze :D
W razie kolejnych wątpliwości będę edytować post, więc zapraszam do zadawania pytań.








Te wyszły koronkowo ;)
Smacznego :)

wtorek, 2 września 2014

wegańskie bezglutenowe spaghetti z kalarepy w sosie pomidorowym


Uwielbiam takie eksperymenty :)
Oczywiście efekt nie był zamierzony, choć smak kalarepy w pomidorach jest mi dobrze znany i sięgam po to połączenie smaków często. To jednak bije wszystkie dotychczasowe gulasze warzywne!
Mikołajek zjadł. Jedzenie warzyw nie było nigdy jego mocną stroną, ale kalarepowe spaghetti zjadł i oglądał się za dokładką!


CZEGO POTRZEBA:


  • 3 świeże kalarepy;
  • 8 jesiennych, słodkich pomidorów najlepiej prosto z krzaka;
  • łyżka tłuszczu do duszenia pomidorów - u mnie zamiennie tłuszcz kokosowy lub masło klarowane (wersja niewegańska);
  • łyżeczka suszonego rozmarynu;
  • szczypta soli himalajskiej (najlepiej)

CO DALEJ?

  1. Rozgrzej na patelni tłuszcz;
  2. Wrzuć rozmaryn, niech tłuszcz przejdzie aromatem rozmarynu...
  3. Teraz, gdy rozmaryn zaczął się rumienić, wrzuć pomidory w skórce krojone w ćwiartki lub ósemki;
  4. Duś je długo, min 20 minut, aż puszczą sok i zmienią fakturę ;)
  5. Kalarepki obierz ze skórki i zetrzyj na tarce o dużych oczkach. Podczas tarcia przeciągaj kalarepę przez całą długość tarki tak, aby powstały jak najdłuższe wiórki;
  6. Uduś wiórki kalarepy na niewielkiej ilości tłuszczu;
  7. W trakcie duszenia dodaj zblendowane razem z rozmarynem pomidory;
  8. Podduś wszystko razem na otwartej patelni, aby się w pełni przegryzło około 10 - 20 minut na maleńkim ogniu.




Smacznego!


niedziela, 31 sierpnia 2014

bezglutenowa tarta wegańska ze śliwkami bez mleka bez jajek ewentualnie bez cukru ;)


Sezon na śliwki się rozpoczął, popełniłam więc tartę, aby Mikołajek mógł ćwiczyć wymowę literki "r".
Tym razem zrobiłam ją w sumie prawie bez cukru i całkowicie bez budyniu/masy.
Na szybko.
Tatuś magenisiowy trochę nosem kręcił, że niesłodka ;)
Ja byłam zachwycona, bo śliwki były wystarczająco słodkie, i miło się rozmaśliły w piekarniku :)
Ten przepis różni się od poprzedniego zeszłorocznego przepisu na tartę tym, że może być całkowicie wegański - nie zawiera jajek. Jednak ciasto wychodzi kruche, trzeba dać mu chwilę po upieczeniu. Najlepsze jest po 12 - 18 godzinach ( w wersji z samymi śliwkami)


CZEGO POTRZEBA:

  • 250 gramów mąki gryczanej
  • 120 gramów tłuszczu ( u mnie masło klarowane, polecam też tłuszcz kokosowy)
  • cukier (jeśli ktoś używa) 
  • szczypta ekstraktu z wanilii
  • szczypta soli
  • 100 ml zimnego mleka roślinnego (użyłam kokosowego)
  • śliwki do położenia na górze, przekrojone na pół lub w mniejsze cząstki, około 1 kg
  • cukier puder do posypania śliwek

JAK ZROBIĆ:

  1. Mąkę zmieszać z cukrem i solą, a potem z zimnym tłuszczem w czymś, co nam dobrze wymiesza składniki i w miarę możliwości nie podgrzeje, np w mikserze na wolnych obrotach ( u mnie TM).
  2. Stopniowo dodawać zimne mleko tak, aby wszystkie składniki dały pożądaną konsystencję kruchego ciasta.
  3. Jeśli ciasto jest ciepłe i rozlazłe, schować je na 10 min do zamrażalnika, ale generalnie starać się nie dopuścić do tego, aby zrobiło się elastyczne.
  4. Niewielką część ciasta - około 1/10 przeznaczyć na kruszonkę (schować tę część do lodówki).
  5. Wyłożyć nim szybko blaszkę na tartę wysmarowaną tłuszczem i obsypaną mąką ( u mnie świetnie do tego celu sprawdza się mąka z amarantusa).
  6. Ciasto nakłuć widelcem i przykryć papierem do pieczenia i przycisnąć talerzykiem lub specjalnymi kulkami ceramicznymi albo grochem lub fasolą - kruche ciasto podczas pieczenia potrafi "wykipieć" i trzeba je "przycisnąć" ;)
  7. Podpiec chwilę w piekarniku na 180 stopni (nie mam termoobiegu) - około 8 minut.
  8. Odkryć ciasto i położyć na nim śliwki w połówkach lub mniejszych cząstkach tak, aby dokładnie przykryć spód tarty. Śliwki posypać słodziwem najlepiej w formie pudru.
  9. Z pozostałego ciasta zrobić kruszonkę lub zetrzeć na tarce na małych oczkach prosto na śliwki ;) Kruszonkę można zrobić w prosty sposób wrzucając pozostałe ciasto do malaksera i dosypując stopniowo mąki, aż pojawią się grudki ;) 
  10. Ciasto dopiec w temperaturze 160 stopni około 20 do 30 minut. Po 30 minutach będzie przypieczone. Po 20 - 25 będzie przyjemnie kruche, jednak bez mojego ukochanego przypieczenia na brzeszkach :) 





Smacznego :)


.

sobota, 30 sierpnia 2014

obraz panoramiczny

Miałam wczoraj sen, sen, który zapamiętałam...



W moim śnie były wszystkie cztery żywioły. 
Była woda - czysta i brudna. 
Był ogień - płonęły domy, 
z kłębiącym się ponad dachami czarnym dymem i jęzorami płomieni wychodzącymi z dziur okien, 
ale i ciepłodajne ogniska. 
Był wiatr w przestworzach, gdy leciałam, który gonił chmury. 
Była ziemia, po której stąpałam twardo, na której leżały trupy i która rodziła zboże. 
We śnie byłam młoda. Mogłam wszystko ;)
Zstąpiłam na ziemię po długiej podróży jakimś dziwnym środkiem lokomocji, którym była kawiarnia (!!!) pełna znudzonych, zajętych lub nieszczęśliwych ludzi. 
Tak bardzo było tam nudno, że postanowiłam stamtąd odlecieć. 
Więc otworzyłam drzwi i poleciałam!
Spacerowałam po mieście renesansu. 
Z przewodnikiem, który odnalazł mnie podczas mojego lotu. 
Wciąż bolała mnie głowa i dał mi apap ;)
Oglądałam, jak ludzie na Uniwersytecie tworzą wynalazki, niczym Leonardo da Vinci. 
Żeby rozwinąć ludzkość.
A za oknami była wojna domowa i zamieszki.
Płonące barykady i zielone, spokojne ogrody...
Jadłam pyszne jedzenie obok szkiców epokowych projektów.... 
Latałam po niebie. Wśród chmur. 
Patrzyłam, jak w cyklu życia i śmierci obraca się Ziemia. 
Płonęły domy, budowały się domy. 
Padał deszcz, aby napoić zielone pola na horyzoncie. 
Wstawał dzień i umierał dzień... 
Był ze mną ów Stróż - Przewodnik. 
Towarzyszył mi, pilnował i chronił, a mimo wszystko byłam wolna i samodzielna.

To był piękny, kolorowy, panoramiczny sen. 
Sen o życiu. 
O jego cyklach i kolejach.
 O zmianach. 
O stratach i zyskach. 
Metafora za metaforą... 
Mogłam na to patrzeć i podziwiać piękno życia z dystansu. 
Ten sen był niczym obraz wielkich twórców. 
Pełen mądrości starych ksiąg i tybetańskich mnichów. 
Pełen szczegółów. 
. Pełen postaci, z których każda znaczyła nic i wszystko... 
Pełen tego ulotnego stanu, w którym możemy być przez jedną krótką chwilę o nic się nie martwiąc.
Bo wszystko, co przychodzi, jest takie, jak trzeba. 
Jest po coś. 
To był sen o przyjmowaniu rzeczy takimi, jakimi są.
Był też malarz, który namalował ten sen. 
Ja. 




Poprzedniego dnia przyszła do nas  wiadomość. 
Tatuś magenisiowy stracił pracę.

wtorek, 26 sierpnia 2014

bezglutenowe i bezmleczne placuszki z dyni, które wyszły przypadkiem

Jeszcze w Błotach zrobiłam dzieciom placuszki z cukinii.
Zjadły i chciały więcej.
Nawet tatuś magenisiowy zjadł i mu smakowało.
No to poszłam do sklepu kupić cukinię.
Cukinii nie było.
Był kabaczek.
Wyglądał co najmniej dziwnie, ale panowie w sklepie wiedzą lepiej, więc co ja tam będę podskakiwać ;)
Przekroiłam, a kabaczek okazał się dynią.
Piżmową :)





CZEGO POTRZEBA:

  • 500 gramów dyni (piżmowej) - połówka niewielkiej dyni
  • 2 marchewki 
  • łyżeczka lub dwie (u mnie jeszcze więcej, ale to wersja dla odważnych w chłodne wieczory ;) startego na najmniejszej tarce imbiru
  • 4 łyżki mąki ryżowej (lub więcej, jeśli warzywa puszczą więcej soku)
  • 18 jaj przepiórczych czyli około 3 kurze
  • pieprz
  • sól
  • oliwa do smażenia









JAK ZROBIĆ:

  1.  Zetrzeć dynię i marchew na dużej tarce do szklanej misy;
  2. Posypać mąką i zagnieść jak ciasto, aby mąka się dobrze wymieszała z "wiórkami";
  3. Jaja ubić z przyprawami i imbirem;
  4. Całość połączyć. 
  5. Jeśli warzywa puszczą sos, co mogą zrobić po dodaniu przypraw - dodać więcej mąki.
  6. Zrobić kotleciki - mogą być duże i grube jak mielone ;)
  7. Smażyć na posmarowanej tłuszczem patelni z obu stron na niewielkim ogniu pod przykryciem :)

Smacznego :)

Acha! 
Zjedliśmy je z cykorią w sosie musztardowym. 
Są słodkie i potrzebują nieco wytrawnego wsparcia.
I baaaaardzo puchate :)

A dynia piżmowa, którą poznałam przypadkiem,
 jest wspaniała :)

















Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...