sobota, 30 czerwca 2012

energia wczesnego lata

Schemat ten sam od lat. Kwitną i pachną lipy. Koniec roku szkolnego. Uwolniona energia wolności. Koniec porannego kieratu wstawania do szkoły - lecz tylko dla nielicznych, tych, co do szkoły chodzą. Coś się kończy, coś się zaczyna. A zaczyna się lato. Błogosławiony i mile wspominany czas gorącej laby, rozpuszczających się za szybko lodów i ciepłych, jasnych wieczorów na pomostach jezior i molach mórz... Krótkie grzywki przystrzyżonych trawników miło drapią w pięty, lecz tylko tych, co mają prywatne trawniki. My nie mamy. Nas nie drapią. My mamy koniec roku w przedszkolu oraz do podjęcia trudną decyzję. A decyzja sama się podjąć nie chce...

Koniec roku przedszkolnego. Oficjalne i nie mniej uroczyste zakończenie roku było w zeszły czwartek. Panie przedszkolanki zorganizowały akademię dla rodziców. Przejęte dzieci stały w przestraszonym rządku i śpiewały piosenki po polsku i angielsku, wraz ze specjalnie dopasowaną choreografią. (Cuuuudo!) Mikołajek tradycyjnie jako to na takich akademiach, a nie była to jego pierwsza, udawał, że śpiewa. Otwierał buzię i układał usta, jakby śpiewał, dla niepoznaki, albo żeby się z tłumu nie wyróżniać, zerkając raz na jakiś czas, czy tata patrzy. Bo tata był od początku, a mama nie. Bo mama się spóźniła. Bo mama była u specjalnego pana doktora od snu, który być może Mikołajkowy sen naprawi. A potem złamała około dwóch tysięcy przepisów, aby jednak na akademię zdążyć...

Weszłam akurat, gdy leciała ulubiona piosenka Mikołajka "szubiduba". Mikołajek zobaczył, że jestem, potem spojrzał na tatę i w ryk. Sprawnie opuścił scenę i wbiegł w publiczność prosto do tatusia. Historia powtórzyła się jeszcze trzy razy. W końcu jedna z mam podeszła do mnie i teatralnym szeptem wydusiła z siebie: może tam pani stanie za nim na tej scenie?  Moje pełne wyrozumiałości spojrzenie zatrzymało jej ochotę na dodanie czegoś jeszcze. Ale nie mogła się powstrzymać i po chwili znów próbowała mi powiedzieć, co powinnam zrobić, aby syn się uspokoił i przestał z wyciem wpadać w publiczność. Kurcze, jesteśmy w tym przedszkolu integracyjnym, czy nie????
W końcu wzięłam ją na stronę i zamiast powiedzieć, żeby spadała i zajęła się swoją progenitura, wyjaśniłam jej, że to nie o mnie tu chodzi i że naprawdę z mężem wiemy, co w takich sytuacjach robić. I panie przedszkolanki też. Wolałam oglądać występ niż gadać z tą kobietą. I tłumaczyć, na co Mikołajek jest chory. Że Mikołajek tak emocjonalnie reaguje na obecność tatusia, że to jest jego wzór, że on za nim szaleje i że tak okazuje duże emocje, które się w nim nie mieszczą. I że nie będę łamać zasad akademii - rodzice na widowni - dzieci na scenie i do czego taki podział służy. Że dzieci oswajają dzięki temu swoje emocje. Że czegoś się uczą. Że stają się bardziej samodzielne, nawet jeśli od czasu do czasu latają w te i nazad między sceną a skrępowanymi rodzicami. I że panie przedszkolanki nad wszystkim naprawdę panują! I mama magenisowa też! Ale na szczęście akademia szybko się skończyła i już dłużej nie musiałam patrzeć na wysiłki dopasowania na siłę Mikołajka do wszystkich innych zdrowych dzieci w przedszkolu integracyjnym.

A lipy jeszcze pachną i jeszcze jest zielono, bo już za chwileczkę, już za momencik przyjdzie mój ukochany żółty sierpień. Coś się kończy, coś się zaczyna, jak napisał poeta...

środa, 27 czerwca 2012

mecz

- Mecz - mówi Mikołajek, pokazując palcem telewizor.
- Tak, zaczął się mecz synku. A jak myślisz, kto wygra?
- Mama.

ząb zupa zębowa dąb

Danielowi wyrżnął się pierwszy ząb. Zapisuję w annałach, bo potem czas tak szybko leci, że może się tak zdarzyć, że zapomnę, kiedy to tak naprawdę było...

poniedziałek, 25 czerwca 2012

...aby język giętki powiedział wszystko, co pomyśli głowa

Język giętki Mikołajka mówi coraz więcej słów, które pomyśli jego głowa. Mówi już nie, tak, tata, auto, mama, chcę, ba, ciocia, co to, kto to, piesek, kot, pani, pan i pewnie inne, które teraz jakoś mi umknęły... Ale to nie wszystko, bo Mikołajek zaczął budować zdania! A to jest absolutna podstawa każdej komunikacji! Teraz te pierwsze, nieśmiałe, trzywyrazowe... Sto razy dziennie muszę nazywać wszystkie pokazywane mi przedmioty, których nazwy z namaszczeniem próbuje wymówić Mikołajek. Myślałam, że ten etap mnie ominął... Nie ominął! Tak, muszę cierpliwie znosić te wszystkie nazwy zwierzątek, przedmiotów kuchennych, ubrań oraz innych wszystkich dostępnych w linii wskazującego palca przedmiotów. Gdy wszyscy inni kiwali głowami, ja w niego wierzyłam. Na początku nieśmiało, a potem z każdym dniem coraz mocniej. Aż usłyszałam - mmama, co to?

środa, 20 czerwca 2012

miasto moje a w nim

Miasto moje a w nim pachną lipy.  I spaliny w tunelu, na który tyle dni patrzyłam z okien szpitala, w którym urodził się Mikołajek, a teraz przejeżdżam nim wracając z Danielem z rehabilitacji, nieustępliwie patrząc w tamte  okna...za każdym razem...
Ten zakorkowany tunel był jedyną oznaką, że gdzieś, poza szpitalem, patologią noworodka i moim synkiem dzieje się jeszcze jakieś życie. Kiedy Mikołajek spał, stałam w oknie i patrzyłam na rozgrzane powietrze unoszące się nad maskami zakorkowanych w tunelu aut. Czasem w nocy jego puste trzewia wypuszczały jakiś zbłąkany samochód. W tamtych dniach miałam tylko patrzenie. Patrzenie na moje miasto. Patrzyłam więc na światła odbite w rzece. Na rozświetlone przęsła mostu. Na ciemną noc z widokami na jasną przyszłość. A teraz w moim mieście kwitną lipy. Minęło pięć lat i Ziemia kręci się dalej. W moim oknie szpitalnym tyle się zmieniło... Wyrósł  biało czerwony koszyk stadionu, pomalowali trawniki i zdjęli wszystkie chmury z nieba...

poniedziałek, 18 czerwca 2012

5 rzeczy, których o mnie nie wiecie...

Mama Doskonała zaprosiła mnie do zabawy pod hasłem Pięć rzeczy, których o mnie nie wiecie. Kuszące...

Aniu, dziękuję za zaproszenie!
A ja do zabawy zapraszam - tadam:

Pen
Kattulka
Monikę i jej Wielki Dziennik Sukcesu 
Herbatę Wyłącznie ze Szklanki
Evę z Vizją

:-)

Miłego pisania...


A teraz:


Jeden.
Uwielbiam RPG. Nie mam na myśli rosyjskiego granatnika, tylko gry fabularne: role-playing games (nie komputerowe, tylko opowieścią snute). Wymyślać i tworzyć lubię. Nurzać się w fabule gry i tworzyć fabułę gry. Odczuwać i przeżywać emocje wszystkich swoich na potrzeby gry stworzonych bohaterów, wpływać na ich wybory i dostawać za nie po nosie. Mistrzem gry nawet byłam. Pracę magisterską też pisałam o rpg. I od pięciu lat nie mam czasu, żeby pograć.

Dwa.
Pływać lubię. W wodzie. Najlepiej głębokiej, błękitnej. Najlepiej kilometr, półtora. Zanurzyć się. Poczuć, jak chłodna woda opływa ciało. Nabrać prędkości. Czuć, jak woda sama niesie. Nie słyszeć dźwięków świata zewnętrznego, tylko ciche pluskanie przecinającego wodę ciała, zasłuchanego we własny oddech jak w metronom.

Trzy
Chciałabym mieszkać na plaży, w drewnianym domu na balach lub w kamiennym... Żeby morze co rano patrzyło na mnie, żeby wieczorem czuć pod stopami rozgrzany słońcem piasek. Albo ostatecznie na skraju lasu też może być.

Cztery
Co robiłam, gdy jeszcze nie byłam magenisiową mamą i co bym chciała robić dalej, gdy Mikołajek i Daniel będą mnie mniej potrzebowali? Pracowałam z ludźmi. Towarzyszę ludziom w rozwoju. Nie pomagam, tylko towarzyszę. Jestem coachem. Coaching jest drogą, która pasuje mi głównie dlatego, że pracując w ten sposób mogę obserwować czyjeś piękno. Jak rodzi się, rozwija, odkrywa... Zupełnie jak kwiat magnolii.

Pięć
Fascynuje mnie Wszechświat. Kosmiczna pustka. Odległe planety. Punkciki gwiazd. Mgławice. Czarne dziury, supernowe, białe karły i komety. Jak byłam dzieckiem, chciałam zostać kosmonautką - jak pies Łajka. A zostałam - mamą magenisiową. To jest dopiero Kosmos!




erło erło i po erło







Mimo, że Mikołajek dzielnie kibicował, wymalowany gdzie trzeba i jak trzeba, i mimo tego, że krzyczał: gyyyy  (czyli gol) i że co chwila do mnie podbiegał i pokazywał na telewizor: - mama meć... mmmmmec, to i tak żeśmy Polska biało-czerwoni konkursowo dali ciała.






środa, 13 czerwca 2012

długość dźwięku słowa mama

Mmama! - tak zakrzyknął Mikołajek kilka dni po dniu matki. Głośno i wyraźnie! Najpierw zaczął mówić auto, potem doszła mama... To tak bliskie mojemu sercu słowo pojawiło się już jakiś czas temu, ale jako bwmabwma, albo jakoś coś na kształt, ale nigdy aż tak mocno i czysto! Powiedział do mnie mama rano w kuchni kilka dni temu, ale nie byłam pewna, czy się nie przesłyszałam. Teraz mówi głośno i wyraźnie. I w kółko. I ja i on napawamy się tym cudnym dźwiękiem, tą możliwością  porozumienia bez użycia rąk, porozumienia już nie za wszelką cenę, ale po prostu. Mikołajek mówi mama i mama. Powtarza to puki nie zareaguję, wciąż i wciąż. A ja słucham i słucham i słucham i nie mogę nacieszyć się myślą, że wreszcie to się stało... A on czeka, aż ja odpowiem, a ja nie odpowiadam, nasycając się tym niezwykłym - najzwyklejszym słowem... Tyle lat czekałam na to, aż jego usta sformują się dokładnie tak... To dziwne, ale dopiero teraz czuję się w pełni matką. W środku mojego serca rośnie duma i spokój. Skoro już mówi mama - może powiedzieć wszystko! Zawsze z radością spoglądałam za dziećmi wrzeszczącymi do swoich rodzicielek - Mamo!!!! Mamusiu!!!!! a teraz mam swój własny, łapiący za serce, piękny, wydobyty już bez większego trudu dźwięk z kilku fonemów ułożonych na strunach głosowych mojego synka... Mama, z niezwykłym akcentem na pierwszą literę.

wtorek, 12 czerwca 2012

koko koko erło

Oglądaliśmy z Mikołajkiem pierwszą połowę meczu z Rosją. Było tak emocjonująco, że Mikołajek zasnął w piętnastej minucie. Na meczu z Grecją zasnął w drugiej. Minucie.

poniedziałek, 11 czerwca 2012

jak Mikołaj kury macał

Długi weekend był. Ciepło było. Ciocia Aga była. I dwa wielkie białe psy. Były kury, kaczki i drób. I droga na Ostrołękę była. I bezglutenowe naleśniki z prawdziwymi jajkami. I terenowy samochód, w którym dumnie siedział Mikołajek.






sobota, 9 czerwca 2012

mama magenisiowa i konkurs

Ha! Mój reportaż, który miał nieujawniony tytuł Z punktu widzenia innego ssaka zdobył drugie miejsce w ilości fejsbukowych lajków w konkursie magazynu Bachor pt: "Macierzyństwo bez fikcji" i wygrałam książkę Joanny Woźniczko-Czeczott Macierzyństwo non-fiction. Dzięki za wsparcie i głosy :-)))

wtorek, 5 czerwca 2012

lorneta z meduzą

Galaretka to taki stan, że człowiek się trzęsie. No to się trzęsłam  pod gabinetem z Danielem na rękach,  żeby wykluczyć te wszystkie kręgosłupy, kręcze i inne. Musiał czuć, że z matką coś nie halo, bo już o 16.30 odmówił posiłku, a od 16.35 dramatyzował dość głośno i nieprzerwanie do 18.00. W poczekalni robił dobrą minę do złej gry i zaczepiał panią recepcjonistkę, a podczas wizyty - przemiłego ortopedę (zdarza nam się czasami spotkać miłego lekarza z powołania). Po wizycie gugał jeszcze chwilę w samochodzie i opowiadał o swoich wrażeniach, a potem razem zaliczyliśmy poadrenalinowy odlot. Jak dojechaliśmy do domu, nie mogłam wyjść z samochodu. Galaretka mi się rozpuściła. Nogi mi odjechały. Ciśnienie spadło.

Z Danielem OK.

 Pierwsze lata z Mikołajkiem to lata galaretkowe. Jak mogłam przetrwać tyle miesięcy z galaretką? Mogłam. Przetrwałam. Z meduzą, ale bez lornety, choć z perspektywy czasu widzę, że przed niektórymi gabinetami dla odwagi i wyrównania poziomu pacjent powinien strzelić kilka głębszych, a przynajmniej lornetę.

poniedziałek, 4 czerwca 2012

dzień dziecka Mikołajka



Mikołaj nakłada lody. Mikołaj dodaje do lodów bitą śmietanę. Mikołaj sypie na lody cukrowe kuleczki.
Mikołaj układa wieżę z klocków. Mikołajek z balonami w spadającej kurtce i krzywej czapce (sam się tak ubrał i do stroju dopasował balony). Mikołajek sam odciska nadruk na koszulce...

I wszystko powyższe nie byłoby zaskakujące w życiu przeciętnego pięciolatka, gdyby nie fakt, że ten pięciolatek jeszcze jakiś czas temu nie władał swoimi rączkami... Nie potrafił samodzielnie się  ubierać. Nie potrafił składać klocków. A co dopiero zrobić nadruk na koszulce... Synku, jestem z CIEBIE dumna :-)

niedziela, 3 czerwca 2012

chcę bajołu!

Chcę bajołu! - powiedział z trudem, ale stanowczo Mikołajek, wręczając mi pilota.

Muszę spisać te wszystkie słowa, bo jest ich coraz więcej! Hip Hip Hurra!



mama magenisiowa w konkursie

Uprzejmie zawiadamiam, że moje minipisanie startuje w konkursie  Macierzyństwo bez fikcji na humorystycznym portalu bachormagazyn.pl
Jeśli Wam się podoba i tylko pod tym warunkiem - głosujcie klikając pod opowiadaniem "lubię to". Jak to w konkursie - można wygrać nagrodę :-)

piątek, 1 czerwca 2012

dzień dziecka

Mój synku Mikołajku. Życzę Ci w Twoim pięknym dniu, żebyś czerpał radość z życia, jakie by ono nie było, żebyś dostrzegał małe szczęścia, nawet te niewidoczne. Urodziłeś się wyjątkowy. I jak na tę wyjątkowość - wyjątkowo pogodny. Słuchaj tego, co podpowiada Ci Twoje niezwykłe serduszko, otwarte na ludzi, nawet na tych, którzy nieustannie się potykają.

Mój synku Danielu. To Twój pierwszy Dzień Dziecka. Niech następne będą lepsze. Bo ten - jak sam wiesz, nie był szczególny. Szczególnie nieszczególna była dzisiejsza ocena neurologa. Nie podoba mi się konieczność wykluczenia przepukliny kręgosłupa, kręczu albo wad kośćca. Ani rehabilitacja trzy razy w tygodniu. Ale zabawa i tak była przednia. Przyszli goście. Były lody malaga i waniliowe. Mikołajek dawkował cukrową posypkę i bitą śmietanę. Dostałeś swoją pierwszą przytulankę, która przypadła Ci do gustu. I piłeś swój pierwszy sok jabłkowy z bananem! (Rewelacja!!!)

Moi synkowie - bardzo was kocham...


Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...