Miasto moje a w nim pachną lipy. I spaliny w tunelu, na który tyle dni patrzyłam z okien szpitala, w którym urodził się Mikołajek, a teraz przejeżdżam nim wracając z Danielem z rehabilitacji, nieustępliwie patrząc w tamte okna...za każdym razem...
Ten zakorkowany tunel był jedyną oznaką, że gdzieś, poza szpitalem, patologią noworodka i moim synkiem dzieje się jeszcze jakieś życie. Kiedy Mikołajek spał, stałam w oknie i patrzyłam na rozgrzane powietrze unoszące się nad maskami zakorkowanych w tunelu aut. Czasem w nocy jego puste trzewia wypuszczały jakiś zbłąkany samochód. W tamtych dniach miałam tylko patrzenie. Patrzenie na moje miasto. Patrzyłam więc na światła odbite w rzece. Na rozświetlone przęsła mostu. Na ciemną noc z widokami na jasną przyszłość. A teraz w moim mieście kwitną lipy. Minęło pięć lat i Ziemia kręci się dalej. W moim oknie szpitalnym tyle się zmieniło... Wyrósł biało czerwony koszyk stadionu, pomalowali trawniki i zdjęli wszystkie chmury z nieba...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz