Galaretka to taki stan, że człowiek się trzęsie. No to się trzęsłam pod gabinetem z Danielem na rękach, żeby wykluczyć te wszystkie kręgosłupy, kręcze i inne. Musiał czuć, że z matką coś nie halo, bo już o 16.30 odmówił posiłku, a od 16.35 dramatyzował dość głośno i nieprzerwanie do 18.00. W poczekalni robił dobrą minę do złej gry i zaczepiał panią recepcjonistkę, a podczas wizyty - przemiłego ortopedę (zdarza nam się czasami spotkać miłego lekarza z powołania). Po wizycie gugał jeszcze chwilę w samochodzie i opowiadał o swoich wrażeniach, a potem razem zaliczyliśmy poadrenalinowy odlot. Jak dojechaliśmy do domu, nie mogłam wyjść z samochodu. Galaretka mi się rozpuściła. Nogi mi odjechały. Ciśnienie spadło.
Z Danielem OK.
Pierwsze lata z Mikołajkiem to lata galaretkowe. Jak mogłam przetrwać tyle miesięcy z galaretką? Mogłam. Przetrwałam. Z meduzą, ale bez lornety, choć z perspektywy czasu widzę, że przed niektórymi gabinetami dla odwagi i wyrównania poziomu pacjent powinien strzelić kilka głębszych, a przynajmniej lornetę.
Uffffffffffff:)Cieszę się razem z Wami:)
OdpowiedzUsuńWcale się nie dziwię, że padliście...
My dziś do nowego lekarza idziemy - zobaczymy jaki będzie i co ze szczepieniami i całą resztą w ogóle:)
no ja nie szczepię...
Usuń