Jest jeszcze wszystko we mnie żywe po udziale w II Konferencji Bliskości.
Jeszcze grają we mnie wspomnienia tamtych wydarzeń, o których sobie musiałam przypomnieć, gdy podczas panelu opowiadałam o tym, jak to jest być mamą Mikołajka od początku. Od pierwszego dnia. Od pierwszego jego mimowolnego ruchu ręką. Od zgięcia jego paluszka. Od uśmiechu. Od pierwszego karmienia piersią. Od jego pierwszej świadomej radości. Od budowania krok po kroku matczynej miłości w tych wszystkich ukrytych przed innymi cieniach. O moich łzach do rękawa, które czasem spadały na twarz nieobecnego Mikołajka. O moich rozterkach i lęku o przyszłość, gdy spał bez ruchu w przesuwającej się plamie słońca. Cały dzień. O uczuciach, gdy matki zabierały dzieci z piaskownicy, gdy Mikołajek gubił się w swoich emocjach. O samotności i izolacji....
Słuchałam przejmującej opowieści Leomamy, słuchałam zaklętej w zaledwie kilku słowach historii Ojca Karmiącego..... Tyle uczuć, tyle wyzwań, tyle okazji do własnego rozwoju....
Dziś przy wieczornym myciu zębów Mikołaj znów mnie uderzył.
Uderzył w swoim własnym mimowolnym odruchu odmowy, usiłując mi tym rozpaczliwym gestem wyjaśnić, jak on bardzo nie lubi tego mycia zębów. Jak bardzo jest to nieprzyjemne. Jak bardzo go to boli. Bo przy takiej nadwrażliwości boli.
Nie uderzył mnie mocno, ale jakoś tak zabolało. Ukryłam twarz w dłoniach i złapałam powietrze.
- Przepraszam, mamusiu. - usłyszałam zaskoczona.
Patrzył na mnie w taki sposób, jakby bał się, czy na pewno nic mi się nie stało.
Nigdy wcześniej tego nie zrobił. Jakby zaczynał oddzielać od siebie te dwie rzeczy - potrzeby jego i moje.......
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz