12 sierpnia 2012
Biegam boso po koniczynie. Z Mikołajkiem. Tu można.
Dziś morze pierwszy raz zobaczyło Daniela. I piąty raz Mikołajka. Dziś jednak morze nie było takie łagodne jak zwykle. Nie było jednolitą taflą zakończoną szumiącą pianą fali. Dziś nieco się wzburzyło. Przybrało kolor złotbrunatnozielony, jak moje oczy. Jak oczy Daniela. Na horyzoncie ostro wyrosło masztami i kominami statków.
Mikołajek szalał. Gdy doszliśmy do linii lasu i usłyszał jego szum, ukrytego za wydmami, wpadł w panikę, myśląc, że morza już nie ma, że gdzieś się schowało. A morze było. Tylko dalej, za uniesioną w niebo linią wydm czekało na niego, pieniąc się, podobnie wzburzone jak Mikołajek.
Wyjęłam Daniela z wózka. Bacznie rozejrzał się, aż napotkali się wzrokiem. Daniel i morze. Tego dnia morze pierwszy raz zobaczyło Daniela. Położyłam Daniela na piasku, chwytał go zachwycony w swoje małe rączki, z fascynacją pierwszego razu przyglądając się, jak się z nich wysypuje. A potem ruszył w kierunku fal. Piasek i woda pochłonęły go całkowicie.
Cztery lata temu Mikołajek jeszcze nie chodził. Wtedy dwa razy starszy od Daniela, przeżywał swoją fascynację piaskiem, morzem, nadmorskim wiatrem... Taką samą, a jednak zupełnie inną...
pieknie napisane...
OdpowiedzUsuń:-) pisała moja dusza...
Usuń