Mikołajek śpi obok mnie na kanapie. Masuję mu stopy wg chińskiej tradycji. Chińczycy skutecznie obdzierali swoich wrogów ze skóry i sprawdzali, gdzie który narząd w ciele się kończy, znaczy gdzie unerwienie się kończy. Uczyłam się refleksoterapii bardzo krótko i tylko raz. Pani Czarownica, bo tak wyglądała, miała zniszczone, silne dłonie i przenikliwy wzrok, a też na pewno intuicję. Popatrzyła na stopy Mikołajka i powiedziała:
- Nie śpi, bo ma tu górkę, jelita też nie tego i jeszcze tu coś. Będziesz mu masowała to tyle, ile dasz radę, kochana. A tą górkę to mocno. Nawet paznokciem.
Paznokciem nie umiem. Mam coraz silniejsze dłonie i masuję tę górkę mocno. I jeszcze te jelita i jeszcze tu coś. Masuję i masuję przez wiele tygodni. Potem Mikołajek dostaje szału. Więc robię przerwę. A potem zaczynam masować znów i znów. Szczególnie tę górkę... Miłość można bowiem wyrażać na wiele sposobów.
I tak dziś widziałam film "Blask" z moim bardzo ulubionym aktorem Goeffreyem Rushem, za który to film Oskara ulubiony mój aktor dostał. Wiedziona przeczuciem i intuicją włączyłam telewizor i zobaczywszy tytuł, pomyślałam, nie wiem, czemu, że to źle przetłumaczone "Lśnienie" Kinga, którego nie dane mi było obejrzeć. Jeszcze.
A "Lśnienie" chciałam zobaczyć z dwóch powodów - z powodu Nicolsona oraz przez zapach pomarańczy. Tymczasem włączył się "Blask". I zamiast Nicolsona - Goeffrey, grający wybitnego australijskiego pianistę, którego swoją chorą, zaborczą, źle rozumianą miłością zniszczył ojciec. "Synku, nikt cię tak nie będzie kochal, jak ja".
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz