Jak Mikołajek był mały, to mówiłam na niego Kikołaj. Ale nie pamiętam dlaczego. W ogóle za dużo nie pamiętam. Tylko korki na moście w drodze na rehabilitację. Niekończące się wizyty u lekarzy. Niekończącą się niepewność. Niekończącą się bezsenność. I poczucie, że pewnie jest na świecie coś, co jeszcze można zrobić, ale ja o tym nie wiem i nie mogę i że to przegapię, bo mózg dziecka jest najbardziej plastyczny na początku, a potem już coraz mniej.
Jest 22.30. Kikołaj właśnie wstał. U niego zaczyna się dzień, a ja padam na nos. Życie jest przewrotne, ale może właśnie dlatego jest takie piękne...
Dlatego warto spisywać wszystko w formie pamiętnika, by móc sobie odtworzyć co nieco :) pozdrawiam i życzę wytrwałości i mocy energii :)
OdpowiedzUsuńDzięki, Mtotowangu :-)
OdpowiedzUsuń