Coraz lepsza pogoda, przez to na wspomnienia mnie wzięło i przypomniało mi się, jak grzałam piegi na Balkonie Matek...
Kwiecień 2007, Centrum Zdrowia Dziecka w Międzylesiu. Jest pewnie przed siódmą rano. Koło piątej zabrali Mikołajka karetką i zostałam jak słup soli pod bramą Instytutu Matki i Dziecka. Kiedy wybrzmiały dźwięki syreny, wezwaliśmy taksówkę, pojechaliśmy po rzeczy i potem prosto do Międzylesia.
Jak tylko znaleźliśmy właściwy oddział (Patologii Noworodka), jak poparzona wpadłam do dyżurki w sali, gdzie wskazano mi, że leży "ten przed chwilą przywieziony." Spał i miał się dobrze... Rozmowy z lekarzem dyżurnym w gabinecie lekarzy. Rozmowy z lekarzem ze zmiany dziennej, który przejmował Mikołajka... Moje zmęczenie. Błyskawiczna adaptacja do nowych warunków... Szok... I wciąż ta sama myśl, która mnie opuściła dopiero po postawionej w Centrum diagnozie.. "co ja zrobiłam, po co wezwałam lekarza, teraz moje dziecko musi leżeć w szpitalu..."
Ta myśl była obłędna i w tamtym czasie potrzebna mi jak mantra lub modlitwa, pozwalająca zmienić punkt zamartwiania się, zepchnąć na plan drugi silne sygnały i ostrzeżenia o podstawowej chorobie dziecka, pozwalając wejść w tą chorobę krok po kroku, od zachłystowego zapalenia płuc w trzecim tygodniu życia, po ustalenie przyczyny tego zapalenia - wiotkości krtani i innej budowie krtani ( Smith - Magenis ) a być może i wcześniactwa, aż po skierowanie do poradni genetycznej z wizualnymi cechami aberracji chromosomów. I znów te podręcznikowe, suche teksty wyizolowanych i pozornie wypranych z empatii, młodych lekarzy: "Język jak w zespole Downa", "Budowa dłoni jak w zespole Downa", "cośtam jak w zespole Willego - Pradera", "coś tam jak gdzieś tam".
A przecież "prawie" robi wielką różnicę!
No to wpadliśmy do sali, zatrzymuje mnie pielęgniarka, zanim zobaczę dziecko, muszę podpisać wszystkie zgody, papierów jest dużo, pierwszy szokujący: "Dziecko przyjęte na oddział bez opiekunów" czy jakoś tak. W takiej sytuacji przy zagrożeniu życia decyzję podejmuje lekarz dyżurny. Na szczęście przyjechaliśmy na tyle szybko, że nie było trzeba podejmować żadnych decyzji. Przecież, gdyby pozwolili mi jechać w karetce z moim noworodkiem, mogłabym... A z resztą...
Mikołajek śpi, dostał łóżeczko pod oknem. Nie pamiętam koloru, chyba stalowe. Sala jest nowoczesna, z dyżurką. Każą mi zanieść rzeczy do "pokoju socjalnego". "Tam są szafki". W szpitalu na Czerniakowskiej pielęgniarka neonatologiczna mówiła mi, że ten pokój rodzicom oddały pielęgniarki. Żeby się nie szwędali po korytarzach poza oddziałem. Żeby nie stali pod drzwiami... Centrum Zdrowia Dziecka jest chyba jedynym szpitalem w Polsce, gdzie przy łóżku dziecka nie wolno spać matce. (!!!) Nie wolno jej nawet siedzieć z dzieckiem po 22... Można w dzień, ale i tak pielęgniarki i lekarze wciąż wypraszają. Obłęd.
Pokój socjalny nie jest duży. Szafki na rzeczy, zamykane na kluczyk. Dwa stare fotele i stolik. Kuchnia z czajnikiem, lodówką i kuchenką mikrofalową. Łazienka z prysznicem. Podłoga - do spania dla matek karmiących i tych spoza Warszawy. I balkon. Balkon Matek... Wielki taras, opasający bok budynku Centrum...
Siedziałam tam tyle razy, ucinając sobie 10 minutowe odpoczynki, gdy wypraszano mnie "na chwilę",
w słabym kwietniowym słońcu, jedząc marne, na szybko przyrządzane lub zimne posiłki, rozmawiając z innymi, niewyprasowanymi, nieświeżymi, wymiętymi matkami kiblującymi na tym oddziale od wielu, wielu dni i tygodni, palącymi w garści, żeby nie było widać, nerwowe papierosy pod karą wyrzucenia z oddziału, pijącymi swoje jednominutowe kawy i herbaty w przywiezionych z domu kubkach. Słowo za słowo. Historia za historię. Bez pocieszania i pieprzenia frazesów o trudnym świecie i bajkowych zakończeniach. O tym, co dziś zjadłyśmy i ile spałyśmy. Czy zdarzyłyśmy siusiu, zanim zmieniła się zmiana... Czy w nocy pielęgniarki zmieniły pieluchę. Jakie przyszły dziś do pracy pielęgniarki i która z dziewczyn ze zmęczenia straciła dziś pokarm... I że Julka już odłączona od respiratora. I że ojciec Michałka nie chce przyjechać. I że Asia ma już tyle zrostów od kroplówek, że chcą jej założyć wkłucie centralne... Że Jasio całą noc rzygał, Michałek miał trzy ataki padaczki, Franek zrobił zieloną fosforyzującą kupę, a u Ani usg wczoraj wykazało brak połowy mózgu.
Balkon Matek. Wiosenne słońce, kawa i dym papierosów. Miejsce cichych rozmów telefonicznych bez żadnej kary (na oddziale nie wolno używać telefonów kom). Nigdy więcej nie czułam tyle zrozumienia i będąc tak daleko, nie byłam tak blisko z drugim człowiekiem. Prawie bez słów.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz