środa, 28 listopada 2012

biały dywan

Jakiś czas temu Mikołajkowi bardzo spodobał się leżący u Cioci na podłodze salonu biały dywan. Byliśmy w odwiedzinach i Mikołajek dosłownie oszalał na punkcie tego dywanu. Skakał po nim, kładł się i wałkował, krzyczał i biegał w jego obrębie, szalejąc z radości. Nic dziwnego, bo dywan był piękny, mięciutki i bielutki. Sama się nim zachwyciłam. Ciocia postanowiła więc, że taki sam dywan trafi do Mikołajka. Ile radości było podczas kładzenia go, rozwijania z rulonu...
Mikołajek robił wrażenie, jakby spodziewał się, że dywan conajmniej odleci... Biegał po nim bosymi stópkami, okazując pełnię szczęścia całym ciałem. (Potem z tej radości się przebodźcował i dostał klasycznego szału).

Dziś nasz biały dywan już nie jest biały. Nosi ślady wszystkiego tego, czego do tej pory doświadczyliśmy jako rodzina.  Ma plamy po winie (urodziny Mikołajka). Po kawie (nieprzespane noce). Po kocie (nie zdążył). Po kakao (odrobina luksusu). Po marchewce (pierwsza marchewka, zwroty marchewki). Został zasikany przez Mikołaja, został obsikany przez Daniela. Ma też wiele innych plam nieznanego pochodzenia, do których nikt się nie chce przyznać... I wdeptał się od chodzenia w podłogę. Jego wełniane włosie nie masuje już tak przyjemnie stópek, jak kiedyś. Przeżył z nami długie trzy lata...

Zawsze, gdy na niego patrzę, przypominam sobie historię Virginii Satir, jej pacjentki i jej dywanu.

Owa pacjentka posiadała piękny, puszysty, biały dywan. Posiadała też rodzinę składającą się z dzieci, męża oraz psa. Wszyscy oprócz niej traktowali ów piekny biały dywan po macoszemu. Chodzili po nim (!!!) - przez co opadało włosie, jedli w jego okolicy, brudzili go na inne sposoby i stawał się coraz mniej biały i coraz mniej puszysty. W ogóle, o zgrozo, używali go tak, jak używa się dywanu. Pies lubił się na nim tarzać... Pani cierpiała patrząc, jakie katusze przeżywał codziennie jej ukochany, już nie całkiem biały, ani nie całkiem puszysty dywan. Ba! Dbanie o dywan stało się ważnym elementem jej życia, żeby nie powiedzieć - obsesją. Goniła psa, aby nie spał na dywanie i nie zostawiał sierści. Pilnowała, aby rodzina nic w jego pobliżu nie jadła ani nie piła, aby nikt go niewłaściwie nie zdeptał, w ogóle zakazała po nim chodzić, ale to nie dawało oczekiwanych przez nią rezultatów. Dywan stawał się coraz mniej puszysty i absolutnie nie był już biały. Virginia, znana ze swoich wyjątkowych umiejętności, poprosiła ją, aby wyobraziła sobie ów dywan w idelanym stanie. Dokładnie taki, jaki chciała, aby pozostał. Śnieżnobiały i puszysty. A potem zapytała: Skoro dywan jest taki idealny, to co się stało z Twoją rodziną? I psem?

Gdy patrzę na ten mikołajkowy dywan, miejscami wytarty, ukwiecony niespieralnymi plamami, wyciągnięty kocimi pazurkami, oznaczony naszą rodziną jak piętnem, to za każdym razem widzę więcej niż ten smutny stan. Widzę moją rodzinę. Może trochę inną niż reszta rodzin. Z nieuleczalnie chorym dzieckiem. Z niepracującym magenisiowym tatusiem. Z niesfornym niemowlakiem. Ze stadem kotów... Ze zmęczeniem, które dotyka każdej godziny mojego życia, życia w nieustannym napięciu, jak na linii frontu. I choć mało śpię, nieregularnie jem, wciąż stoję przed bardzo trudnymi decyzjami, to za żadne skarby świata nie chcę, aby ten dywan pozostał miękki... i nieskazitelnie biały. Patrzę na niego z radością.


4 komentarze:

  1. Odpowiedzi
    1. to ja przepraszam, to już się więcej nie powtórzy...

      Usuń
  2. Lubię Twoje historie i podziwiam Cię. Wiem że to w niczym nie pomorze, ale ...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Każde słowo wsparcia jest na wagę złota. A Twoja obecność - szczególnie :-) I bardzo za Wami tęsknię...

      Usuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...