Oł je. Za oknem pokoju Mikołajka wyje Anthony Kiedis, a ja stawiam granice, czyli jak kiedyś napisała jedna znana pani psycho - drabinę pokoleniową. Z Mikołajkiem nie jest łatwo, bo smisiemagenisie mają swoją cudowną umiejętność zwracania na siebie uwagi za wszelką cenę oraz opanowaną do perfekcji umiejętność osiągania swoich celów. A to jest ostatni gwizdek, aby w precyzyjny sposób objaśnić mojemu dziecku, że jak się ma 5 lat, to mimo swojej nieadekwatności do rzeczywistości, trzeba się czasem jej poddać, a nie tylko stawiać czynny opór. I że filmy po godzinie 23 z reguły nie są już dla pięciolatka i raczej nie są ukochaną"bajką". I że krzyki i wrzaski to nie jest skuteczna ani efektywna metoda komunikacji i stawiania na swoim. Ani demolowanie pokoju. Ani histeryczne konwulsje. Ani walenie głową o mur. Ani manipulacja z machaniem rzęsami, ani cudne uśmiechy. I że stety niestety w tym cyrku rządzi ojciec i matka (magenisiowi).
Więc mamy pufa. Puf jest w kolorze kawy z mlekiem. Należy na nim posadzić Mikołajka, gdy krzyczy wrzeszczy złości się niszczy rzuca na podłogę bije rozbiera się zakłóca porządek publiczny uprawia nieobliczalny zagrażający wszystkim dookoła chaos z rzucąniem pląsaniem hałasowaniem niszczeniem. Szczęsny nieszczęsny puf to nie jest kara, ani miejsce odosobnienia, tylko niejako świątynia dumania. A zadumać się należy nad metodą skutecznej komunikacji. Że łzy nie pomogą. Że krzyki nie pomogą. Że bicie i niszczenie też nie. I że nawet skuteczna komunikacja czasem nie pomoże osiągnąć zamierzonego celu, jeśli mama tata powiedzą NIE. I że mama będzie sadzać na pufa, nie patrzeć nie gadać tylko sadzać po każdej próbie ucieczki konwulsji złości krzyków walenia o podłogę czym popadnie i wołaniem na pomoc tatusia lub mamusi w wersji z tatusiem. I że należy się zorientować, że jak się krzyczy bije wyje wije i tak dalej, to się dalej siedzi. I że nie działa na mamusię machanie rzęsami, póki Mikołajek nie stanie się spokojny jako ten nenufar.
No to Anthony Kiedis wyje swoje "californications" a ja mam swoje Mikołajkowo z pufem. I sadzam. I znów sadzam. I znów sadzam. I znów sadzam. I znów sadzam. Cierpliwie, bo inaczej to nie ma sensu. To jest wlaśnie ten moment, kiedy dziecko uczy się od dorosłego spokoju. Przeszło uprzejmie "under the bridge", potem "by the way" i coś tam jeszcze, a Mikołajek wyje do wtóru. Fałszując. No to sadzam, ucieka i otwiera szafę. No to zamykam spokonie szafę i sadzam. Łypie na mnie, patrzę w zasłonięte na amen roletą okno, noga mi chodzi w rytm muzyki z koncertu zafundowanego przez szanownego burmistrza. Mikołajek łypie znów, bo jego naczelną potrzebą jest teraz zwrócenie na siebie mojej uwagi. A figę. No to kopie mnie. Odsuwam się bez komentarza. No to krzyczy. Wstaje z pufa i z radosnym "papa" ucieka. No to spokojnie sadzam. Siedzi dziesięć sekund spokojnie.
- Teraz jesteś spokojny - mówię i pierwszy raz od półgodziny patrzę na niego. - Posiedź teraz minutkę w spokoju.
O nie. Ja ci, mamusiu kochana, pokażę. Pierdut i cały program od nowa. Wrzaski krzyki bicie wycie i demolowanie okolicznych rubieży. Fajnie. No to sadzam. I znów sadzam.Mikołaj realizuje program "testujemy starych". Po czterdziestu minutach nie ma raczej już siły, bo widzę, że się chwilowo poddaje.
- Mama - patrzy na mnie.
- Tak synku? Teraz jesteś spokojny. Posiedzimy sobie teraz minutkę w ciszy i spokoju.
I znów go zaczyna w środku telepać, ale mówię do niego. Słucha i się uspokaja.
- Teraz jesteś spokojny, nie krzyczysz. Możesz wstać.
Minęły 43 minuty uspokajania. Koncert za oknem się skończył. Redhoci... Słuchałam ich w podstawówce... To były czasy... Późne dzieciństwo, wczesna młodość. Bunt przez duże B. Po co jest drabina pokoleniowa? Po co dzieciom stawia się granice, kiedy się buntują? Żeby miały siłę przejść po tej drabinie do swojego dorosłego życia, w którym granice postawione przez rodziców posłużą im za drogowskazy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz