środa, 1 sierpnia 2012

chleba naszego powszedniego daj nam dzisiaj czyli opowieść o diecie bezglutenowej

Od czterech lat o tym słyszałam, od blisko dwóch byłam namawiana przez lekarzy i psychologów pracujących z dziećmi z autyzmem i innymi dysfunkcjami układu nerwowego. W końcu poczytałam, popytałam, porozmawiałam z rodzicami innych dzieci, które już na tej diecie są. W zasadzie sprawa była prosta. I tak po ciężkiej chorobie jelit przywiezionej z CZD (od trzeciego tygodnia życia aż do ósmego miesiąca życia, kiedy ją wreszcie rozpoznano) - Mikołajek jest na diecie bezmlecznej i bezcukrowej. Lekarze, którzy mniej uważnie studiowali i jeszcze mniej uważnie odbywali swoją lekarską praktykę zadawali i do teraz zadają mi trudne pytania, czemu moje dziecko właściwie tego cukru i mleka nie je? I jaki to ma związek z poantybiotykowym zapaleniem jelit, alergią, zaburzeniami zachowania itp... No ale skoro nikt nie rozpoznał kwasicy, trudno oczekiwać, że któryś ze współczesnych lekarzy, szczególnie z Instytutu Immunologii rozpozna związek pomiędzy zachowaniem a dietą. Przecież cukier krzepi. No i pij mleko, to będziesz wielki...

Ta dieta to był mój przejaw bezsilności. Co mogę jeszcze zrobić, żeby Mikołajek miał szansę rozwijać się normalnie, albo może normalniej? Niektórzy lekarze, których spotkałam na swojej drodze, twierdzą, że ta dieta nie działa? Moje dziecko żyje bez cukru. Bez mleka. I do piątego roku życia z glutenem, ponieważ jedna pani doktor z Instytutu Matki i Dziecka, gdy chciałam z diety usunąć gluten, przekonywała mnie, że gluten jest absolutnie bezpieczny, jeśli dziecko nie ma celiakli (badania jej nie wykazały). Powiedziała, że dieta bezglutenowa to jest w tym wypadku moją fanaberią... Rejonowa alergolog poszła jeszcze dalej  (jeszcze nie widziałam takiej ignorancji jeśli chodzi o medycynę), powiedziała mi, że robię dziecku krzywdę, nie dając mu cukru i słodyczy. Próbowaliśmy wrócić do mleka, ale pojawiały się duże, brzydkie zmiany skórne, które leczyłam czystym masłem karite albo maścią cholesterolową. A po czekoladzie odwiedziliśmy szpital z silną reakcją (obrzęk buzi, pokrzywka) i w ogóle było fajnie, bo skończyło się na sterydach (badania nie wykazały, że jest uczuolony na czekoladę.) Zaczynam się zastanawiać, czy nie za bardzo ufamy badaniom? Już Mickiewicz pokazywał wady rozwiązań typu "szkiełko i oko".

Mimo diety, choć odporność wzrosła, a było z nią poniżej normy (hipogammaglobulinemia) niepokój Mikołajka jakoś się nie wyciszał.
Postanowiłam więc spróbować. Trochę mi to postanawianie zajęło, ale w końcu natrafiłam na artykuł Pszeniczny Brzuch.  A potem dostałam cukrzycy. I to mnie przekonało do końca.

Teoretycy twierdzą, że kazeina z mleka, czyli białko, oraz gluten ze zbóż, czyli znów białko, to są dość duże i słabo strawne cząsteczki, szczególnie, gdy jelito niedomaga. Z niestrawionego do końca białka powstają opiaty. Opiaty z racji tego, że są opiatami, utrudniają pracę układu nerwowego, więc przy dysfunkcjach tego układu mogą wzmacniać objawy np autyzmu.

Praktycy, czyli ja oraz inni, przypadkowo biorący udział w eksperymencie jako obserwatorzy zachowań Mikołajka, nie wiedząc o tym, że eksperyment już jest w toku, zaczęli niepytani informować mnie o zmianach w jego zachowaniu.

- Zauważyła pani, że Mikołajek jest spokojnieszy? Że lepiej się koncentruje? Itp.

Tak. U Mikołajka gluten wyszedł z menu pod koniec maja. 
Na wszelki wypadek jestem na tej samej diecie, bardzo restrykcyjnie, czyli na amen. Nie jemy produktów z mleka (oprócz masła) oraz zbórz i kasz zawierających gluten. No i cukru (chyba, że od czasu do czasu ;-)
Żyję, mam się dobrze i czuję się dużo lepiej. W ciąży miałam poważną cukrzycę. Leżałam z jej powodu w szpitalu. Nic lepiej nie podnosiło mi cukru niż chleb i mleko... Nawet cukier czy słodycze nie były tak zabójcze, jak chleb o poranku.

Do ośmiu tygodni trwa pierwsza faza oczyszczania organizmu z glutenu. Niestety z powodu dzisiejszej technologii żywienia śladowe ilości glutenu mogą znajdować się wszędzie. Więc jestem świadomym konsumentem. Czytam etykiety, kupuję produkty z certyfikatami, jemy tylko slow food i wyłącznie świeżo przygotowane jedzenie. Ile mnie to kosztuje energii? Dużo, ale są efekty. Poza tym do wszystkiego się można przyzwyczaić...

Od jakiegoś miesiąca moje dziecko jest dużo spokojniejsze. Bardziej wyciszone. Lepiej się koncentruje i szybciej uspokaja. Mam wrażenie, że jest z nim coraz lepszy kontakt, ruszyła też mowa. Codziennie przynosi do domu nowe słowo, które cały wieczór ćwiczy - samo z siebie.
To jest trudna dieta, ale tylko dlatego, że dookoła w sklepach jest tylko jedzenie typu śmieci. Że bardzo trudno kupić coś pełnowartościowego. Że wciąż pokutuje nieszczęsny schabowy z ziemniakami. Że wszystko trzeba gotować samemu... Placki z maki grochowej rządzą :-)

5 komentarzy:

  1. Kasiu! Zrób książkę z przepisami:) Bardzo mnie ciekawi co jecie:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja też się piszę na te przepisy! Schabowy z ziemniakami to ZŁO!

    OdpowiedzUsuń
  3. Obiecuję, że zrobię - będę wpisywać wszystkie przepisy, jakie mi przyjdą do głowy :-))) dajcie mi tylko trochę czasu, bo nie ogarniam! :-)

    OdpowiedzUsuń
  4. Smieszne, a zarazem straszne mowienie, ze robi sie dziecku krzywde, nie podajac cukru... Twoja wutrwalosc i poszukiwanie rozwiazan sa godne podziwu i nasladowania.
    Myslalas o wylaczeniu z diety czerwonych mies? Tez zaburzaja koncentracje, wywoluja agresje.
    :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kurcze, najbardziej bezpiecznie będzie nie dawać mu jeść...

      Usuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...