czwartek, 9 sierpnia 2012

rezonans magnetyczny

Długo czekałam na ten dzień, i martwiłam się. Miałam straszne sny, jak dziś w nocy i chodziłam, jakbym połknęła bombę z mechanizmem zegarowym. Nie wiem, czemu do tej pory nikomu nie przyszło do głowy, żeby zrobić to badanie, ale nie przyszło... Jak masz chore dziecko, to Ty musisz być jego lekarzem prowadzącym, szukać po całym świecie i wpadać na genialne pomysły. Bez tego Twoje dziecko skazane jest na ignorancję i błędy pracowników służb medycznych. No ale ktoś podpowiedział, żeby ten temat znów poruszyć, i dzięki determinacji tatusia magenisowego udało się! Ponieważ są wakacje, dostaliśmy szybko termin. Oczywiście bez dodatkowych wrażeń nie może być dobrego filmu, więc dodatkowe wrażenia też były. W piątek zadzwonił pan z pracowni badań i powiedział, że aparat ma awarię i badanie przeniesiono na dziś. Więc od rana byłam w tym swoim stanie lwicy, bez kija nie podchodź. Bo badanie miało być w znieczuleniu ogólnym. I to mnie niepokoiło. Trzymanie rzucającego się dziecka mnie niepokoiło. Zakłuwanie wenflona mnie niepokoiło. Substancja do znieczuleń mnie niepokoiła i jej skutki uboczne. To, że w pogotowiu będzie czuwał respirator. I ten moment tuż po wybudzeniu, który dwukrotnie już był ciężki. I jeszcze pewnie cała masa innych rzeczy, na czele dzisiejszym ZŁYM SNEM. I obudziłam się spocona.

Ale doktor anestezjolog i pielęgniarka anestezjologiczna były super! Po pierwsze obyło się bez przemocy. Pani doktor zależało bardzo na tym, aby dziecko czuło się komfortowo. Więc zaczęło się od balonika z rękawiczki. A potem było zakładanie motylka (czyli wenflonu - uwaga - za pierwszym razem). A potem było rysowanie samochodu na plasterku od wenflonu. A potem było dawanie pić motylkowi. A potem był krótki odjazd, podczas którego nas wyproszono. W międzyczasie były naklejki, śpiewy, śmichy-chichy oraz psikanie wszystkich cioć i mamy środkiem odkażającym. Szanowne Panie! Kawał dobrej roboty! Podejście do dziecka, jakiego dawno nie widziałam. Z szacunkiem, ze zrozumieniem normalnie jak do człowieka... Dziękuję...

Po jakimś czasie nas znów poproszono i wtedy było trzymanie za rączkę, przejście z pozycji lwicy na przyczajonego tygrysa oraz nerwowe zerkanie na kardiomonitor, który mam obcykany od pięciu lat. A na sam koniec było westchnienie, potem pobudka, a na końcu informacja przekazana jeszcze na leżąco, za to w formie twierdzenia: papa! Co miało oznaczać - "mamo, tato, spadamy do domu na jakąś dobrą bajkę, bo już zaczynam się nudzić". Więc jeszcze był epizod z kręceniem się w głowie oraz drugi z prawie wywrotką, a potem cały dzień bajek. A jak będą wyniki, to może nawet zmówię paciorek. W końcu coś w tej głowie musi się wyjaśnić...





5 komentarzy:

  1. Jestem pod wrażeniem i to wielkim. Żeby tylko tacy lekarze byli!

    OdpowiedzUsuń
  2. To gdzie tak dbają o pacjenta? Warto zapamiętać :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Bajka. Stanęły babki na wysokości zadania! :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Instytut Matki i Dziecka. Obyście nigdy nie musiały korzystać, choć faktycznie wszystko sprawnie i w najwyższym standardzie :-)

    OdpowiedzUsuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...