czwartek, 18 października 2012
kartki z podróży #4
Rano było cieplej, teraz skostaniały mi palce. Morze dziś było znów wzburzone, i piwne - jak moje oczy. Mieć oczy w kolorze morza... - to może być mylące. Daniel pół dnia rozpaczał, a mnie dopadł aklimatyzacyjny kryzys. Zimno mi... Sennie... Koło południa siedzieliśmy na plaży, patrzyliśmy na Daniela, jak próbuje piasku. Zrobił to tylko raz. Uczy się. Patrzyliśmy też na Mikołajka. Stał na brzegu i czekał na fale. Tatuś magenisiowy powiedział, że martwi go spolegliwość Mikołajka w stosunku do dzieci. Że Mikołajek nastawiony jest za wszelką cenę na kontakt z rówieśnikami, czekając, aż zwrócą na niego uwagę. A on nie mówi, więc nie jest dla nich interesujący. Dzieci nie chcą się bawić z chłopcem, który nie mówi. A jak już mu dokuczą, jak żabie, co niewinnie skacze sobie po trawie, to krzyczy i złości się, domagając się podstawowych praw do istnienia i do szacunku. A dzieci nie lubią tych, co krzyczą i złoszczą się...
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
przeczytałam i dało mi do myślenia. Serdeczności ślę!
OdpowiedzUsuńTo tak, jak mnie... Dziękujemy! Pozdrawiamy! :)
UsuńNie zawsze i nie każdy robi coś po to, by zyskać aprobatę otoczenia. nie zawsze potrafi, choć może bardzo by chciał. czasem ta droga bywa bardziej kręta. być może nie do przebycia dla wielu. ale są i tacy, którzy zechcą przejść trudniejszą ścieżką - czyż tego nie wymaga przyjaźń?
OdpowiedzUsuń