Rezydencja Wielkiego Ucha jest pokaźna i dla niepoznaki umieszczona koło drugiej rezydencji, całkowicie prywatnej, podobnej wielkości (różnicę stanowią tylko złote klamki), w której to rezydencji mieszkają ślimaki. Jest ich tysiąc pięćsetstodziewięćset, ale nie zrobiłam zdjęcia. Stoją sobie w gablotach i na półkach, wiszą na ścianach. Są elementami ornamentów podłogowych. Dom ślimaka to prywatny ośrodek leczenia słuchu Medicus, a obok mieszka Wielkie Ucho, czyli Światowe Centrum Słuchu. Oczywiście natychmiast po przyjeździe do Nadarzyna udało mi się pomylić te dwie rezydencje - Dom Ślimaków - prywatny ośrodek leczenia słuchu i Wielkie Ucho, Światowe Centrum Słuchu, sponsorowane również z mojego portfela, czyli przez NFZ. Na szczęście za ekskluzywnym ogrodzeniem Centrum mieszkają kury, kaczki i drób - w pięknym, prawdziwym kurniku, a kogut piał, gdy wysiadałam z samochodu, jak opętany, więc chroniła mnie Opatrzność, abym nie doznała szoku od tej światowości, skoro i tak super miła pani w recepcji wysłała mnie z dzieckiem najpierw do szatni, a potem na drugie piętro, na które prowadziły marmury, abym tam mogła się dowiedzieć, że "to nie do nas tylko tam".
Był poranek. Mroźny poranek. Z nieba padały kuleczki śniegu, a ja się zastanawiałam, czy w szatni Mikołajek znów zrobi mega awanturę. Opuściliśmy więc marmurowy Dom Naprawdę Wielu Ślimaków, symbolizujących nie tylko ślimaka z ucha, ale i proces myślowy pani z recepcji i wśród szlochów i innych dźwięków wydawanych przez Mikołajka udaliśmy się do mniej okazałej Rezydencji Wielkiego Ucha (NFZ), aby w pokoju T1 raz jeszcze opowiedzieć naszą wzruszającą historię i trafić na listę oczekujących na przyjęcie do szpitala, w celu określenia stopnia uszkodzenia kory słuchowej, bo taka jest wstępna diagnoza.
Hitem dnia okazały się niebieskie ochraniacze na buty, które musieliśmy założyć u Ślimaków, aby nie uwalać marmurów. Mikołajek nie chciał ich zdjąć. Pozbyliśmy się ich dopiero w domu. Od razu przypomina mi się historia z dawnych lat, gdy moja Babcia odwiedziła mnie w szpitalu po operacji. Ponieważ Babcia patrzy sercem, a nie pod nogi, właśnie w takich ochraniaczach, oszołomiona moim widokiem, była uprzejma opuścić oddział i przejechać pół Warszawy, aby zdjąć je dopiero w domu. No cóż. Mikołajek postanowił widocznie kultywować rodzinne tradycje...
Po co ciągnęliśmy ze sobą dziecko aż do Nadarzyna, aby Pani Doktor z Rezydencji Wielkiego Ucha po zajrzeniu do uszu i do nosa Mikołajka powiedziała DOKŁADNIE to samo, co Pani Doktor z Oddziału w Warszawie? Że potrzebne badania w trakcie hospitalizacji? No tego nie wiem. Ale Mikołajek usłyszał koguta. A kogut Mikołajka.
Poniżej dokumentacja fotograficzna (np dla prasy) (kogut się schował)
|
Z ukochanym konikiem na tle Domu Wielu Ślimaków |
|
Światowe Centrum Słuchu (gdyby ktoś miał wątpliwości) |
|
Nowoczesne latarnie diodowe pod Światowym Centrum Słuchu - przypominają pogrzebacz... |
|
Badanie "słuchu" wciąż w niebieskich, fascynujących ochraniaczach. |
|
Nieznanej urody ptak zamieszkujący gniazdo na klombie Światowego Centrum |
|
Światowe Centrum Słuchu - budynek przychodni. Pierwsze drzewo zawiera gniazdko (bynajmniej nieelektryczne). |
|
Wciąż niedające się zdjąć ochraniacze. |
|
A balonik w przedszkolu ozdobił sam Mikołajek :-) |
A kiedy możecie mieć nadzieję na te badania szpitalne?
OdpowiedzUsuńNadzieję, kochana, możemy mieć cały czas....3-4 miesiące średni czas oczekiwania.
Usuń