Dawno temu, kiedy Mikołajek zakochał się w prostym i przejrzystym świecie teletubisiów, zamarzył o czymś. To coś to była hulajnoga. Jedna z bohaterek Teletubies, Po, miała właśnie taką trzeszczącą hulajnogę i sobie na niej pomykała po tym nieskomplikowanym świecie, który tak przypadł do gustu Mikołajkowi...
Mikołajek rósł i pojawił się temat roweru. Bo wszyscy radzili, że musi mieć rowerek. Że bez tego ani rusz. Wszystko fajnie, ale ogarnięcie rowerka przez Mikołajka przeszło możliwości Mikołajka. I moje. Po prostu pedały roweru z zawartością Mikołajka mogą się kręcić tylko do tyłu. A wtedy rower stoi. Do przodu ani rusz. Poza tym po porażeniu mózgowym równowaga jest sprawą względną. I temat trudny.
Jednak wszyscy dla Mikołajka planowali rower. Ulegając różnym naciskom próbowałam znaleźć mu rower.
Rozmowy z Mikołajkiem trwały. Wyglądały mniej więcej tak:
- Mikołajku, czy chciałbyś rower?
- Tak - mówiło zgodne dziecko.
- A jaki?
- Hmmmm... - mówił Mikołajek i drapał się po brodzie. Patrzył w sufit. Zapominał.
- To jaki ten rower, Mikołajku?
- Żółty - ulegał presji Mikołajek.
- A jak nie będzie żółtego?
- To hulajnogę.
W zasadzie każda rozmowa o rowerze kończyła się hulajnogą... więc... na Dzień Dziecka Mikołajek dostał hulajnogę. Coraz lepiej na niej jeździ. Zaczyna już skręcać, uczy się hamować. A co najważniejsze... jest naprawdę szczęśliwy, kiedy na niej staje, łapie równowagę, odpycha się, prostuje, a ona go niesie hen, hen przed siebie... a ja biegnę za nim i krzyczę - "Stój, zaraz jest ulicaaaaaaaaaa"...;)
Świadomość, że to miało nigdy nie nastąpić, a jednak nastąpiło, rozgrzewa mi matczyne serce...
Dziękuję wszystkim za pomoc.
Hulajnogę mogliśmy kupić dzięki Waszej pomocy ze środków zgromadzonych w Fundacji.
Dzięki niej Mikołajek robi postępy w koordynacji siebie samego ze sobą...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz