Spośród tych wszystkich rzeczy, które się dzieją, dobrych i złych, o ile one mają w ogóle jakiś kwantyfikator, zdałam sobie sprawę, że pisanie bloga o drugiej w nocy, gdy udaje mi się skończyć pracę i idę spać, nie udaje się.
Od wielu dni planuję coś napisać. Co więcej - marzę o tym. Marzę, że siadam do komputera, mam już w głowie ułożone wszystkie słowa po kolei. Piszę jedno zdanie, a potem drugie, słowa w głowie przeskakują jedno za drugim. Piszę pointę. Stawiam kropkę. A wszystko to pod prysznicem, albo w tramwaju, gdy trzymam mocno poręcz walcząc o równowagę z ciężką torbą na ramieniu, albo w korku, w samochodzie...
Dwa etaty dają mi się we znaki bardzo mocno, ale motywują mnie postępy Mikołajka i rozwój Daniela. Mam dla kogo i czuję, że warto. W takie dni jak wczoraj po prostu daję sobie czas, płaczę, jem żółty ser, który jest lepszy od czekolady i staram się nie rozmawiać z ludźmi, żeby się nie martwili. I kiszę kapustę, piekę z dziećmi chleb bezglutenowy i robimy łańcuch na choinkę... To dużo, czasem dużo więcej niż mają inni - to też dobrze wiem...
A co mnie tak wczoraj poruszyło? Świadomość, że mimo mojego całego zaangażowania nie starcza środków na rehabilitację :(
I nie wiem, co dalej...
Może moj pomysł by w tym pomógł Kasiu?
OdpowiedzUsuńAniu, stworzyłam właśnie charytatywne konto aukcyjne na allegro. Czekam na odpowiedź allegro. Jak tylko przyjdzie, ruszamy, wiem już, jak to rozwiązać, żeby było zrealizowane to, co wymyśliłaś :) Dziękuję za Twoje całe wsparcie!
UsuńKasiu w sieci Cię brakuje, ale o wiele bardziej potrzebna jesteś chłopakom. Jeśli tylko mogę w jakiś sposób pomóc... nie wahaj się, pisz!
OdpowiedzUsuńDziękuję Aniu... :-) Mi też mnie brakuje w sieci... A najbardziej tęsknię za Twoim blogiem w regularnym czytaniu...:(
Usuń