Łatwe, bo wreszcie w domu.
Trudne, bo to już nie Błota.
Bo nie ma uspakajającej energii morza.
Bo nie ma świeżego powietrza.
Bo ziemia jest teraz tak daleko, osiem pięter w dół windą.
Na niebie nie słychać żurawi. Tylko samoloty...
Ale Mikołajek jest szczęśliwy.
Skończyła się błogosławiona laba, wolność, złamany schemat, nieznane bliżej wyroki pogody i plany rodziców.
Wreszcie wszystko się poukłada, znów pójdzie do przedszkola, które ukochał i codziennie o nie pytał.
Będzie Ciocia Marta, i Wujek Pauek...
A kiedy nas nie było, na rękach mojej Mamy w ostatnią drogę odszedł mój ukochany urodzinowy kot - Przytulanka.... Choć się rozglądam, nie ma...
- Nie ma kotek - powiedział Mikołaj.
W powietrzu czuć jesień.
Po prawej Przytulanka przytulony do brata w kwietniu, gdy jeszcze sobie radził. |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz