Przepłakałam po ludzku ten i zeszły weekend.
Łzy same mi leciały i choć w każdej chwili do Cioci Grażynki mogę zadzwonić, to nie to samo.
Co rano jeszcze czekam, że przyjdzie. Ale nie przyjdzie.
Więc w tym smutnym rozstrojeniu zaczęliśmy weekend i ferie.
Ferii Mikołajek dostał tylko tydzień, ale za to to był ciężki tydzień ;) a mianowicie spędziliśmy ferie w szkole!
Tak, w szkole!
Temat szkoły to ja jeszcze szeroko opiszę, bo chyba sama założę szkołę dla takich dzieci, jak Mikołajek, ale zanim szkoła, to jeszcze ferie :-)
Przypadkiem, podczas odwiedzin jednej ze Szkół (napiszę może - kolejnej ze szkół) dostaliśmy się do projektu kompleksowej rehabilitacji. Cały tydzień ferii jeździliśmy na trwające do południa zajęcia całą rodziną, która niechętnie brała udział w zabawach metodą Weroniki Sherborne, ani Knillów... To znaczy ja i tatuś magenisiowy braliśmy udział chętnie. Niechętnie zaś Mikołajek (no tak na pół gwizdka, z autorską wersją wielu zadań) i bardzo niechętnie Daniel, który szczerze mówiąc chętniej sam by poprowadził zajęcia, a polegałby wtedy na ganianiu się po sali i krzyczeniu oraz mówieniu "Nie!".
Program jeszcze trwa i jeszcze bierzemy w nim udział. Udział w projekcie zaowocował poznaniem nowych osób o podobnych doświadczeniach i innych doświadczeniach - ale to zawsze nowa porcja wiedzy.
Ja sama jestem pod ogromnym wrażeniem Szkoły i Osób, które ją prowadzą oraz współpracujących terapeutów. A ta szkoła to Niepubliczna Szkoła Specjalna przy Fundacji Pomocy Ludziom Niepełnosprawnym...
Prawdę mówiąc program, do którego się dostaliśmy, dał nam rodzinnie dużo frajdy i mam takie wrażenie, bardzo nas zbliżył, choć po zajęciach byłam wypompowana jak nigdy... Gdyby jeszcze kiedyś coś, to ja baaaardzo chętnie, a o poszukiwaniach szkoły dla Mikołajka to ja jeszcze napiszę... Oj napiszę...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz