Coś się kończy... Coś się zaczyna...
Niestety.
Tak widocznie musiało być.
Tak widocznie musiało się stać.
Jest to dla nas wszystkich ogromna strata.
I dla mnie jest to bardzo trudne.
Nawet sobie tego nie wyobrażam, jak to może być trudne dla Mikołajka... skoro dla mnie jest takie trudne.
Z powodów finansowych musieliśmy zrezygnować z pomocy Cienia Mikołajka - Cioci Grażynki...
Nie jestem w stanie utrzymać finansowo całej terapii...
Dziś Ciocia ostatni raz pracowała rano z Mikołajem i ostatni raz zawiozła go na terapię w SOTIS.
Pęka mi serce.
Nie wiem, co mogę jeszcze napisać.
Nie mogę nic już więcej zrobić.
Moje siły i zasoby się wyczerpały, od tej pory Mikołajek będzie musiał uczyć się samodzielności.
Przygotowuję sobie odpowiedzi na poranne pytanie, które zwykle padało rano w sobotę:
"Nie ma Grażynki?"
Ciocia Grażynka jest dla Mikołajka jak trzecia Babcia. I ja też się z Nią bardzo zżyłam.
Jeśli wolno pozwolić mi sobie czasem na smutek i bezsilność, to ten powód jest idealny...
Nie jestem w stanie wyrazić słowami, ile jej zawdzięczamy...
Ile zawdzięcza jej Mikołajek...
Nigdy od nikogo nie otrzymałam tyle wsparcia i bezinteresownej miłości.
Dziękuję...
Nie mogę dalej pisać...
:( Jak sobie teraz radzicie? Kurczę, to takie przykre... :(
OdpowiedzUsuńOd piątku do poniedziałku po prostu leciały mi niepowstrzymane łzy... Jakoś tam sobie radzimy... Nie jest zbyt łatwo, ale nie mam wyjścia :( Pozwalam sobie przeżywać żałobę, żyć tu i teraz i patrzeć w przyszłość bez niepokoju (jeszcze nie z radością)... Bardzo mi brakuje Pani Grażynki. Wszystko stało się nagle. Jakby bez mojego udziału, choć to ja musiałam podjąć ostateczną decyzję... :( :( :(
Usuń