Jak co roku w nowym roku piszę do siebie list. Ten pomysł przekazał mi Michał...
Ten list miałam napisać jeszcze w starym roku, ale jakoś tak te święta i ten świąteczny wirus Mikołajka mnie oddaliły od pisania, że...
Że piszę do siebie list dopiero dziś, 2 stycznia. List o tym, czego pragnę dla siebie w tym roku.
Wszystkie moje chcenia marzenia rojenia przeleję na papier, a potem złożę tę kartkę ją na pół i schowam, aby do niej sięgnąć na początku przyszłego roku i dowieść sobie, że niektóre chcenia marzenia rojenia się spełniają, jeśli tylko chcesz i taka jest wola nieba.
Piszę więc list - podsumowuję przeszłość i wytyczam przyszłość.
Inspiruję duszę i rysuję drogę dla oczu. - Patrzcie tam! - mówię im.
Nie tworzę noworocznych zobowiązań. Po prostu porządkuję wszystkie te nasionka, które wykiełkowały w zeszłym roku w mojej głowie. Potem nie będzie okazji, albo odwagi...
Piszę więc list... a pisząc, zakładam okulary, w których świat jest wielką, prywatną, spokojną plażą na Hawajach, moje dzieci bawią się pod kokosową palmą, a ja leżę na hamaku i popijam ananasowy sok. Od morza wieje delikatna bryza. Problemy są poza horyzontem, a słońce dopiero wstaje, dając plaży różowy poblask...
A jutro...? Jutro przeczytam list do siebie z zeszłego roku, i sprawdzę, jak czas zatoczył koło, co udało mi się, a co nie i pomyślę, dlaczego...
no i widzisz....miałam pisać i znów nie napisałam. A może jednak siądę i w końcu coś wyskrobię?
OdpowiedzUsuń