Nie lubię nacisków. Kiedy mnie ktoś naciska, to się zamykam, jak w Shreku. Jak ktoś wie, co jest dla mnie lepsze, a nawet najlepsze, szczególnie, kiedy wie lepiej ode mnie samej, to jest już dla mnie mocno podejrzane. A jak jeszcze za mnie w tej sprawie decyduje, w imię mojego dobra, a nie daj boże w imię dobra moich dzieci, mówię Wam, mogiła i koniec. A jak dodatkowo lepiej ode mnie wie, co ja czuję i myślę.... Robię się wtedy uczulona. Mam po prostu UCZULENIE. A największe uczulenie mam wtedy, kiedy moje dziecko mówi - boli mnie coś tam, a ktoś mu mówi - OŁ NOŁ. Na pewno cię nie boli! I drugi przypadek, uwaga dla widzów o mocnych nerwach, przypadek bardzo drastyczny - moje dziecko zalicza orła, żurawia (ale nie pawia) czy tam po prostu leci na twarz, uderza się w kolanko czy w rączkę, nie daj boże paluszek, a troskliwa babcia wyznaje mu prosto w oczy tonem nie znoszącym sprzeciwu - Mikołajku! NIC SIĘ PRZECIEŻ NIE STAŁO!
Hola hola!!!! Jak to nic się nie stało? Stało się! Moje dziecko sobie twarz obiło czy inne członki, a tu babcia jedna z drugą - nic się stało! A boli. A się przestraszył. A coś tam. Jak można w tak okrutny, nieczuły sposób zaprzeczać rzeczywistości dziecka? Przecież w tej konkretnej dziecka rzeczywistości dziecko upadło. Boli go, a tu jedna z drugą - nic się stało! Tak właśnie upadają autorytety...
Bo czy nie jest lepiej, bezpieczniej, mądrzej, rozsądniej po prostu przyjąć do wiadomości, że dziecko na ten moment w tej sytuacji cierpi i po prostu POTWIERDZIĆ JEGO RZECZYWISTOŚĆ? W jego, dziecka rzeczywistości właśnie wywinął orła, więc leży, niewygodnie mu, boli palec, przestraszył się i to są jego uczucia. To nie ma absolutnie związku z tekstem NIC SIĘ NIE STAŁO. Stało się!
I zamiast tłumić w dziecku rozumienie świata i emocjonalności już w zarodku, nie lepiej powiedzieć " tak, przewróciłeś się", "tak, boli - ale pewnie zaraz przestanie, bo zwykle przestaje! :-)" albo "rozumiem, że się przestraszyłeś", zamiast walić dziecku ściemę, że jego odczucia są na niby? Że jego odczucia nie są ważne! Bo potem nagle dziecko odkrywa, że nie jest na niby. Że tłumiło długo swoje odczucia, bo chciało dać babci to, co umiało w tamtym czasie najlepiej, właśnie tak rozumianą miłość, przez dopasowanie się do potrzeb lęków dorosłego...
Dostrzeż, że druga osoba czuje to, co czuje. Zauważ, że "Nic się nie stało" nie dotyczy sytuacji dziecka, tylko Twoich lęków. To ważne. Z dziecka wyrośnie człowiek. Po jakimś czasie ten człowiek odkryje, że ma prawo do swoich odczuć. Nie chciałabym być wtedy w Twojej skórze...
Hm moj ulubiony tekst " nie pierwszy i nie ostatni raz, daj podmucham". Może to i bagatelizowanie w jakimś stopniu, ale i tak wydaje i się lepsze niż "nic sie nie stało"
OdpowiedzUsuńTrudno mi powiedzieć, wydaje mi się, że wszystko jest w porządku, dopóki nie zaprzeczasz.
UsuńPewnie wiele zalezy od tonu wypowiedzi, ja u siebie widzę lekko bagatelizujące podejście do "wypadku"
UsuńZgadzam sie z Toba Kasiu. Reagować należa zawsze. Choc mnie się niestety zdaża bagatelizować, ale zawsze mniejsze przypadki....Kiedy widzę, że ewidentnie jest coś nie tak, że boli, że krew sie leje, że jeden wielku smutek - zawsze reaguję. Brak reakcji podważa poczucie własnej wartości. Pozwala dziecku odczuć, że nie jest ważne....
OdpowiedzUsuńWiadomo, że są sprawy, przez które dziecko musi przejść samo i dlatego uważam, że trzeba mu trochę w tej sprawie zostawić samodzielności. Ale "nic się nie stało" to krzywda na całe życie....
UsuńNie znoszę walenia ściemy. Wspaniały tekst!
OdpowiedzUsuńDzięki :-) We mnie do dziś rezonuje tekst o tym, jak uczyłaś dziecko, czym jest śmierć, że ptaszek nie oddycha... To jest właśnie to podejście, które pozwala dziecku dotknąć prawdy i uczyć się jej - bo przed nią nie można uciec...
Usuń