Karuzela to takie coś, co się kręci, a potem Ci się w głowie kręci.
To znaczy, jak zejdziesz, to głowa przez chwilę jeszcze chce się kręcić dalej.
Tak właśnie wygląda u mnie kwiecień oraz maj.
Jeszcze sama nie wiem, czy ta karuzela się kręci, czy ja już zeszłam i kręci mi się w głowie...
Pomijając piękne widoki za oknem (zielono i kwitnie), słabe widoki wyciągów bankowych (tu wciąż posucha - coraz mniej płatne te wszystkie projekty w stosunku do kosztów życia w Polsce) oraz brak innych widoków, jestem też bardzo zmęczona. Dużo się dzieje i szybko. Jak na karuzeli. Wymaga to ode mnie sił, których już nie mam.
Majowy weekend spędziłam z Danielem w szpitalu, bowiem zabawa Daniela z Mikołajem skończyła się poważnym upadkiem Daniela.
Rozmowa z pogotowiem, karetka, szpital, noc na krześle, kardiomonitor. Coś, co może wisieć w powietrzu i pokazać się nie wiadomo kiedy. I nigdy nie będę mieć pewności, że jest "po".
W piątek rano badania krwi Mikołajka (zniósł je naprawdę dzielnie, weszłam z nim sama, był przygotowany, co się wydarzy, spokojnie usiadł mi na kolanach "Tak jak Ci mówiłam, pani pielęgniarka wbije igłę z pojemniczkiem w rączkę i sprawdzi, czy masz w żyłce krew. Jak będzie czerwony płyn to krew. O widzisz? Wszystko jest w porządku. Jest!"
Awantura odbyła się po wyjściu z gabinetu, gdy trzeba było wyrzucić wacik.
A w przyszły piątek mamy zabieg z znieczuleniu ogólnym. W Centrum Zdrowia Dziecka. Znów sanacja...
I jeszcze, pozostając przy dniu wczorajszym - duże łubudubu i jak powiedział Mikołaj czyli naoczny świadek, nasz samochód pękł.
Pękł w miejscu, które uniemożliwia jeżdżenie.
Pękł i już, bo ktoś wjechał w samochód z Mikołajkiem.
I Mikołajek bardzo się przestraszył.
Tak bardzo, jak jeszcze nigdy.
Nie tylko tego, że uderzenie zrobiło na nim wrażenie.
(Nikomu nic się nie stało).
Nie tylko dlatego, że nagle w samochodzie musiał zostać sam, bo tatuś poszedł łapać sprawcę, który na szczęście dał się złapać.
Nie tylko dlatego, że bał się "życzliwych" zgromadzonych wokół, chętnych zaopiekować się Mikołajkiem podczas spisywania dokumentów.
Nie tylko dlatego, że nie było przy nim mamy...
To tylko kilka obrotów karuzeli, a było ich znacznie, znacznie więcej i nie dotyczyły już Mikołajka...
Czasem patrzę w lustro. Coraz więcej siwych włosów, sterczących jak anteny wysyłające sygnał - "Przybywaj odsieczy - ta karuzela kręci się za mocno..."
Najgorsze jest zmęczenie, gdy próbuję się z nim zaprzyjaźnić, codziennie siadając po 21 do pracy. Rozmawiam ze sobą, oddycham głęboko, ale oczy są nieposłuszne... a ciało nie chce się koncentrować i literki na ekranie komputera migają, jak widoki na karuzeli...
Czekam na odsiecz. Albo na pana z działu technicznego, który na 10 minut wyłączy karuzelę, napisze "przerwa techniczna", pomiędzy siedzeniami zawiesi hamak i wręczając mi pinakoladę powie: "Miłej drzemki"....
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz