Mikołajek rozwijał się nie tak - źle.
Daniel rozwija się za szybko - też źle.
Ponieważ mamy Mikołajka, który niekiedy przekracza ilość dopuszczalnych decybeli i wprowadza nerwową atmosferę tym przekraczaniem, trafiliśmy pod skrzydła specjalistów, żeby patrzyli na Daniela i mówili, co i kiedy zrobić, żeby dać mu wsparcie. Pani Neurolog - przemiła osoba z powołaniem, Pani Psychiatra - bardzo doświadczony specjalista, nie widzi na razie obszarów zagrożeń, Pani Psycholog - też normalna, choć tym szybkim rozwojem zaniepokojona, bo... ale pani logopeda... (musieliśmy pójść do logopedy, bo Daniel za szybko zaczął mówić - no nie żartuję!)
Wchodzimy do gabinetu, Daniel nie czuje się za pewnie, a pani mu robi na dzień dobry "trrrrrr" paluchami po plecach, bardzo mocno. Zatkało mnie, ale usiadłam spokojnie, uspokoiłam Daniela, chwilę porozmawiałam z nim. Siedzimy. Pani czyta kartę. Czyta i czyta, Daniel zaczyna się nudzić. Wchodzi pani doktor i w czasie naszej wizyty omawia z panią logopedą inny przypadek. Siedzimy sobie. Minęło 10 minut. Pani wraca do karty. Pytam, czy skoro dziecko się nudzi, to może jakąś zabawkę mu dam, bo Daniel rozgląda się po gabinecie i pokazuje mi coś.
- Może się wszystkim bawić - mówi pani.
Dobra, wyciągamy coś fajnego z szafy, a pani zadaje pytania. Odpowiadam, bawiąc się z Danielem i jednocześnie mówiąc do niego. Wreszcie pani osiąga spokój wewnętrzny i przestaje zadawać pytania. Minęło 20 minut wizyty. Bierze jakieś plansze i zwraca się do Daniela:
- Gdzie jest domek? (bardzo głośno, jakbyśmy co najmniej byli głuchoniemi).
Domek ma kształt, którego Daniel nie rozumie. Zaczyna opowiadać Pani o wszystkich innych obrazkach, pokazuje konika i mówi "konik" i tak dalej o każdym obrazku, których jest dużo, ale ignoruje "domek" i pytanie o domek.
Potem odwraca się do zabawek, które wcześniej wyciągnął. Źle! Bardzo źle! Teraz powinien szukać domku!
W ciągu dziesięciominutowej obserwacji dziecka pani logopeda wysnuwa wniosek, którym się ze mną dzieli (również bardzo głośno):
- Dziecko nie współpracuje!
- Nie, po prostu ma swoje zdanie, ale chętnie sprząta po sobie, wchodzi w zabawy z wymianą, zanosi śmieci do kosza, przynosi przedmioty, o które się go prosi, idzie się myć, gdy o tym mówimy.
- Nie podoba mi się, że on nie wykonuje poleceń. I że mówi niewyraźnie.
- Ale on ma 19 miesięcy.
- Niedobrze, że pierwsze słowa, które powiedział, były takie trudne "kwiatek", "drzwi"...
A mi nie podoba się pani logopeda. Ale widocznie w diagnozie najważniejsza jest kwestia gustu...
Żeby zmienić logopedę prowadzącego, należy napisać pismo do dyrektora placówki, z argumentacją. Zastanawiam się teraz, czemu Wszechświat po raz drugi zesłał mi tego logopedę. Poprzednio ta pani pracowała z Mikołajkiem, ale rozstaliśmy się z ośrodkiem. Z jej powodu...
U mnie w rodzinie jest 2-latka, która mówi płynnie całymi zdaniami lepiej i wyraźniej, niż jej 4-letnia siostra. Zatkało mnie, gdy ją pierwszy raz usłyszałam :) Dzieci nie wiedzą, że jest jakiś grafik, którego muszą przestrzegać.
OdpowiedzUsuńPowinni z nią się gdzieś pokazać ;-)
UsuńNo nieźle...najwyraźniej paani logopeda wie więcej po wnikliwym przeczytaniu karty a obserwacja, rozmowa z dzieckiem i jego matką to pikus który można sobie pominąć...Cudownie......Szczerze mowiąc pierwsze słysze, żeby logopeda był potrzeby bo dziecko za szybko zaczęło mówić:/ ale może sie nie znam...
OdpowiedzUsuńDaniel jest w obserwacji z powodu brata i zaburzeń integracji sensorycznej, a pani logopeda miała za zadanie ocenić, czy umie się komunikować...
UsuńAbsurdy swiatka medycznego.. kij im w ... cztery litery.! Nie poszlabym do zadnego specjalisty jesli nie widzialabym wyraznej potrzeby...
Usuńpozdr, Domi
Dziecko nie współpracuje zdaniem Pani doktor szacownej. Hmm
OdpowiedzUsuńGdyby służba zdrowia składała się tylko i wyłącznie z tak " zaangażowanych " specjalistów pewnie połowa z nas miałaby wpisane w karty wywiadu lekarskiego " nie współpracujący - do poprawki, ewentualnie leczenia"
Mam jeszcze wiarę w ludzi, którzy w systemie zdrowia są, pracują i diagnozują. Ale moja wiara zaczyna być coraz bardziej krucha. Uczę się dzięki takim przypadkom cierpliwości.
Ja też trafiłam na wspaniałe osoby, które bardzo nas wspierają, ale pani logopeda...
UsuńNajważniejsze, że ślepo nie godzisz się na ocenę swojego dziecka przez Panią logopedkę czy kogokolwiek innego. Mój Maciuś jest dość rozbrykanym dzieckiem, ale późno zaczął mówić i ma problemy ze składaniem zdań, wiek 4,4l, aczkolwiek od wakacji zrobił duży postęp w kwestii komunikacji. W przedszkolu powiedziano mi, że w tym roku zostanie objęty programem psychologiczno-logopedycznym co, jak byłam zapewniania, ma pozytywnie wpłynąć na jego rozwój mowy. Stwierdziłam, ze ok, jeśli to ma mu pomóc, a także nam rodzicom w zrozumieniu jego problemów super. Początek przedszkola, pierwsze zebranie po 2 tygodniach współpracy Pań z dziećmi, usłyszałam, że muszę z nim iść do neurologa. Pytam więc co z programem, jaki ma mieć zakres, jak ma to w ogóle wyglądać, kiedy spotkanie z logopedą, etc, hello zacznijmy od tego. W odpowiedzi usłyszałam, ze logopeda musi zająć się 5-latkami, psycholog jeszcze w grupie nie było, zadano mi kilka pytań na temat przebiegu ciąży, czy były jakieś urazy u dziecka itp. a neurolog jest niezbędny, bo musimy wyeliminować zmiany neurologiczne. Jeszcze usłyszałam, że zachowuje się tak jakby był niedowartościowany, więc w ogóle poczułam się jakby ktoś dał mi w twarz. Wiem kiedy mogę mu pozwolić na trajkotanie i zwrócenie na siebie uwagi, a kiedy mam mu powiedzieć, Maciuś teraz rozmawiam z Kubusiem, tatusiem, kimkolwiek, jak skończymy rozmowę wtedy powiesz, pokażesz Ty. Dodam, że Maciek urodził się z 10 pkt., nie miał żadnych urazów, w wieku 3 lat był w przedszkolu prywatnym, gdzie Pani zawsze podkreślała, że fajne jest to, że ma swoje zdanie i swój charakter. Też mi się to podoba i nie mam zamiaru zmuszać go do schematowego myślenia. Pomimo wielkiego zniesmaczenia, dla świętego spokoju poszłam do lekarki pierwszego kontaktu, która zna Maćka od bobasa, a gdy usłyszała, że przyszłam po skierowanie do neurologa prawie spadła z krzesła ze zdziwienia, z wielkim oporem dała to skierowanie, aczkolwiek sama zwróciła uwagę na to, że gdyby pojawiły się jakieś symptomy uzasadniające takie skierowanie już dawno by to zrobiła. Wg niej Maciek jest zdrowym dzieckiem, w normie, a, że zakręcony, czasem szalony, czasem za głośny, no cóż to bardziej wynika z jego charakteru, nie każdy musi być mierzony jedną linijką. Tak więc, kwadratowe myślenie przedszkolanek, logopedów, specjalistów niestety, dotyka wielu z nas rodziców, no i naszych dzieci. Bądźmy czujni, w stosunku do naszych dzieci, ale i środowiska, otaczających ludzi mądrych głów, którzy chcieliby zamknąć nasze pociechy w piękne, a jak często za ciasne ramy. Pozdrawiam! Ewa S.
OdpowiedzUsuńW takich chwilach zastanawiam się, co to znaczy być terapeutą, lekarzem, pedagogiem... Jestem przerażona takim podejściem. Szukanie dziury w całym, zamiast wspierać potencjał. Człowiek to nie wzorzec jednego metra z Paryża! Stare krasnoludzkie powiedzenie mówi: "Chcesz uderzyć psa, kij zawsze się znajdzie". Szkoda, że ludzi nie uczy się (chyba w Polsce, czy jeszcze gdzieś? ) że każdy jest wyjątkowy oraz tego, jak odkrywać potencjał... a jedynie, jak zepsuć humor matce, bo wiadomo, zawsze ona jest winna. Wszystkiego. Ewa, trzymam kciuki i dysponuję kontaktem do bardzo fajnego neurologa.
UsuńEch... Życie.. A jak wszystko w porządku na tym etapie to w szkole grozi uczniowi dysgrafia, dyskalkulia albo nawet stygmat bycia dzieckiem uzdolnionym:p
OdpowiedzUsuńKażdy ekspert od jakiejś dysfunkcji musi mieć przecież pracę :p Czy właśnie nie o to chodzi?
Stygmat "dziecka uzdolnionego"? Boże... Straszne rzeczy, Monia... Na pewno jest gorzej niż za naszych czasów :/ Ehhh... Jutro jadę do ośrodka, zobaczymy co wymyślą teraz.
UsuńA pisanie tego pisma nie ma sensu?
OdpowiedzUsuńMąż poszedł do rejestracji, zażyczył sobie zmianę i zmienił.
Usuń