Piątek, odwinęłam się z kokonu życia, żeby spędzić cudowny dzień z moimi synkami - niezapomniany spacer w zoo z Mikołajkiem, Danielem oraz dziećmi i Paniami z Magicznej Busoli. Chciałam napisać, że to było wczoraj, ale niestety - minął już prawie tydzień, więc spieszę skończyć ten wpis jak najszybciej - może dziś się uda!
Zoo bardzo się zmieniło, od kiedy widzieliśmy się ostatni raz 4 lata temu. Mikołajek jeszcze nie chodził. Jeździł swoim zielonym wózkiem i chłonął każdą chwilę, kiedy mógł sobie spokojnie siedzieć, patrzeć, pić sok i pożerać kukurydziane chrupki. Tym razem taka rola przypadła Danielowi. Siedział w wózku, pożerał chrupki i patrzył na czerwone tyłki pawianów, na za dużego rekina w za małym akwarium, na za dużą panterę śnieżną w swojej metalowej mikroprzestrzeni, na zblazowanego lwa, znudzonego hipopotama, tylko słonie miały jako taki teren, w którym od biedy mogły próbować się zgubić...
Zoo za każdym razem mnie przygnębia. Wyblakłe flamingi. Koty Schroedingera zamknięte w pudełkach od zapałek... Panda i jej drzewo, wielka sosna - patrząc na powierzchnię, panda ma najwięcej metrów kwadratowych w całym zoo. Wikunie na chusteczkach do nosa trawników i zmęczony kucyk, na przejażdżkę którym w końcu zgodził się Mikołajek. (Musimy wyciągnąć zdjęcia od Pań ;-)
Chłopaki wytrzymały CAŁĄ wycieczkę - 3 godziny zwiedzania klatek, wolier i małych zbiorników wodnych. Mikołajek trzymał się dzielnie, ale odmawiał pozowania do zdjęć i uciekał w różne strony, jakby próbował poczuć całkowitą wolność bez grupy kolegów z przedszkola, Pań, mamy i brata, ale mimo wszystko się pilnował. Na koniec przestraszył się jaka, albo innego bawoła. Wielki zwierz podszedł za blisko ogrodzenia i Mikołajek, bardzo już zmęczony, spanikował. Mieliśmy też jedną histerię na placu zabaw, ale szybko udało się wyjaśnić o co chodzi, i zapobiec dramatycznej rozpaczy - już nie pamiętam z jakiego powodu oraz wysiadkę prawie w biegu z prawie ruszającego pociągu - Mikołajek na placu zabaw został posadzony na przodzie lokomotywy wąskotorowej kolejki, jako motorniczy, ale ta funkcja go przerosła i próbował zwiać do tyłu. Zoo pożegnał wielkim wyciem. W samochodzie zasnął. I spał do 23.00.
Jestem zadowolona ze swojej decyzji - czyli z tego, że przeniosłam Mikołajka do "Magicznej Busoli". O ten rodzaj opieki mi chodziło, gdy szukałam dla niego miejsca. O tę cierpliwą uważność, o to rozumienie inności mojego dziecka. O zaplanowaną, przemyślaną terapię, plan dydaktyczny i spokój w kontakcie z moim dzieckiem.
|
Przyczajony tygrys, ukryty Mikołajek (pan go zaczepił pod pawilonem z akwariami). |
|
Oczywiście. To są właśnie piranie. |
|
Gdzie jest Nemo? |
|
Mikołajek pomaga Pani Ani ciągnąć wózek z wodą, chrupkami, kurtkami... |
|
Gdzie jest małpa? |
|
- Pupa - powiedział Mikołajek. |
|
W wolierze z kurami i perliczką - siekiera... Bezcenne pytanie Mikołajka - Co to jest? |
|
To się kręciło, a Mikołajek ryczał z radości. A potem, bo nie mógł zejść. |
|
Wielkość klatki pantery śnieżnej wstrząsnęła mną... nie pierwszy raz... |
|
Dodaj napis |
|
Ewakuacja... |
|
Znajdź hipopotama. |
Też nie lubię zoo, ale muszęmprzyznać, że dla dzieci to napraedęmogromna rozrywka i przeżycie. Pytanie Mikołajka o siekierę mnie powaliło:)
OdpowiedzUsuńI w ogóle co Ty matka mówisz, że Mikołajek nie pozował jak pozował:)
Świetne zdjęcia:) i świetna decyzja o przejiesieniu Mikołajka. Trzymam kciuki nieustannie:)