wtorek, 5 czerwca 2012

lorneta z meduzą

Galaretka to taki stan, że człowiek się trzęsie. No to się trzęsłam  pod gabinetem z Danielem na rękach,  żeby wykluczyć te wszystkie kręgosłupy, kręcze i inne. Musiał czuć, że z matką coś nie halo, bo już o 16.30 odmówił posiłku, a od 16.35 dramatyzował dość głośno i nieprzerwanie do 18.00. W poczekalni robił dobrą minę do złej gry i zaczepiał panią recepcjonistkę, a podczas wizyty - przemiłego ortopedę (zdarza nam się czasami spotkać miłego lekarza z powołania). Po wizycie gugał jeszcze chwilę w samochodzie i opowiadał o swoich wrażeniach, a potem razem zaliczyliśmy poadrenalinowy odlot. Jak dojechaliśmy do domu, nie mogłam wyjść z samochodu. Galaretka mi się rozpuściła. Nogi mi odjechały. Ciśnienie spadło.

Z Danielem OK.

 Pierwsze lata z Mikołajkiem to lata galaretkowe. Jak mogłam przetrwać tyle miesięcy z galaretką? Mogłam. Przetrwałam. Z meduzą, ale bez lornety, choć z perspektywy czasu widzę, że przed niektórymi gabinetami dla odwagi i wyrównania poziomu pacjent powinien strzelić kilka głębszych, a przynajmniej lornetę.

2 komentarze:

  1. Uffffffffffff:)Cieszę się razem z Wami:)
    Wcale się nie dziwię, że padliście...
    My dziś do nowego lekarza idziemy - zobaczymy jaki będzie i co ze szczepieniami i całą resztą w ogóle:)

    OdpowiedzUsuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...