Dziś Mikołajek trzeci raz w życiu wystąpił przed szeroką publicznością - w roli żaby. Uprzedzając wszystkie pytania - nie było w pobliżu żadnej księżniczki - gdyby była, nie wiadomo, jakby się to skończyło... Przedszkole Integracyjne, w którym Mikołajek integruje się z "normalnymi" dziećmi /kiedyś rozwinę ten temat, ale na pewno nie dziś/ zorganizowało Dzień MatkoOjca. Na widowni kłębiły się rzesze rodziców w amoku zasłaniając innym rodzicom, strzelając masę zdjęć, kręcąc kamerą oraz telefonem i zachowując się w sposób absolutnie pozbawiony rozumu. Było duszno i gorąco. A na scenie stały przejęte dzieciaki, podrygując w rytm pieśni o matce i ojcu puszczanych z dwukasetowca. Dzieci były ubrane na zielono i miały na sobie ręcznie robione z papierowego talerzyka i krepiny żabie oczy. Była też muzyka z pląsaniem. Mikołajek pląsał i się dąsał. Próbował też wymusić na paniach obsługę dwukasetowca. Panie się nie dały i grzecznie powrócił do szeregu śpiewających "żabek", które w pieśniach dziękczynnych chwaliły swych rodzicieli. W pewnym momencie miał kryzys wartości, załamał się i zrobił na podłodze "rozdeptaną żabę", ale ponieważ większość stada żab przeżywało podobne emocje, nie była to rola solowa. I żeby nikt nie domyślił się, że nie mówi, poruszał ustami markując śpiewanie. No brawo. Na widowni oprócz mamy, taty i Daniela Mikołajek wypatrzył jeszcze Babcię i Dziadka.
Widzę, że jednak woli występy bardziej kameralne, w znanym sobie gronie. Taka szeroka publiczność na razie go krępuje.
W końcu nie rozumiem, czemu te żaby?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz