środa, 22 lutego 2012

szpital na peryferiach część I

Daniel choruje. To, co Mikołaj przyniósł z przedszkola, urosło i zadomowiło się.
Z noworodkiem trzeba uważać, więc po wtorkowej wizycie lekarza zgodnie z tym,  co zlecił, pojechaliśmy z Danielem do szpitala, ale udało się na chorowanie wrócić do domu. Ufff... Jednak stare indiańskie powiedzenie brzmi - nie chwal dnia przed zachodem słońca.

Wspomnienie szpitala  nie jest tym, co tygrysy lubią najbardziej, a mamy z Mikołajkiem trochę takich wspomnień, choć są szpitale, które mile wspominam.

Jednym z nich jest szpital na peryferiach, na peryferiach Warszawy. W Międzylesiu.
Mikołaj ma trzy tygodnie. Właśnie wróciliśmy do domu ze szpitala na Karowej. Zaczyna być ładnie, jest już kwiecień. Robi się ciepło. Wiosna, młode listki na drzewach... Mikołajek wciąż nie umie pić inaczej niż z butelki. Przy każdym karmieniu krztusi się, sinieje... Podczas nocnego karmienia dławi się, zaczyna dziwnie oddychać. Wzywamy karetkę. Na dyżurze jest dr z Centrum Zdrowia Dziecka. Nie podoba jej się to, jak Mikołajek oddycha. Zawozi nas do Instytutu Matki i Dziecka, bo Międzylesie jest daleko, a Instytut blisko. Czas jest ważny. Mikołaja ogląda cała nocna zmiana. Lekarze zmieniają się jak w kalejdoskopie. Wszyscy chcą zobaczyć noworodka z cechami dysmorfii. Wykluczają bezpośrednie zagrożenie życia. Ale dla Mikołajka nie ma tu miejsca - ani jednego wolnego łóżka.

Jest nerwowo, a z drugiej strony mam wrażenie, że nic się nie dzieje. Że tracimy czas. Dzwonią po szpitalach dziecięcych. Najbardziej im zależy na umieszczeniu Mikołajka na oddziale Patologii Noworodka w Centrum Zdrowia Dziecka. Wreszcie przychodzi wielka, gruba i sympatyczna pielęgniarka z kocykiem i zabiera mi dziecko. Mówią, że nie możemy z nim jechać i że zabierają go do Centrum Zdrowia Dziecka. Jest piąta rano. Wybiegam za karetką. Wrażenie jedyne w swoim rodzaju. Karetka odjeżdża na sygnale. Stoję pod bramą szpitala i w geście bezradności próbuję śledzić jej trasę. Jest świt. Wycie syreny dudni między budynkami. To nie przypadkowa karetka, która akurat przejechała obok. To syrena karetki, którą jedzie moje dziecko, a ja nie mogę być teraz z nim...

CDN

2 komentarze:

  1. Aż mi ciarki przeszły...Nie wyobrażam sobie co musiałaś czuć...Oby infekcja Daniela okazała się drobnostką i prędko minęła. Żeby się Drobinka nie męczył. Sama mam córkę z 15 stycznia:)

    Mikołaj ma mój procent z podatku:)

    Pozdrowienia dla Was:) będę zaglądała:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Anjami, dziękujemy za wsparcie terapii Mikołajka :-) Każde takie serce jak Twoje wnosi do życia Mikołajka troszkę światełka na przyszłość. Niestety infekcja Daniela okazała się b. poważna. Teraz już kończymy leczenie w domku. Home sweet home...

    OdpowiedzUsuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...