poniedziałek, 28 lipca 2014

miś przytulak czyli o pierwotnych potrzebach dziecka

Mikołajek zawsze lubił się przytulać.
To znaczy nie wiem, kiedy pojawiło się to nasze przytulanie.
Musiało po prostu być zawsze, choć nie było.
Na początku nic nie było.
Ale nie jesteśmy już, dzięki Bogu na początku.

Na skutek okołoporodowego niedotlenienia (dziękuję za to doświadczenie lekarzom, nie ma to jak trafić w piątek po południu do szpitala...)(i czekać na "pilną cesarkę z powodu niedotlenienia dziecka" trzy doby).
No więc na skutek niedotlenienia wzmocniły się niektóre cechy zespołu Smith-Magenis. Między innymi gwałtowne reakcje i brak hamowania reakcji.
Czyli kiedy Mikołajek poczuje nadmiar emocji, a jest zmęczony lub śpiący, bije, klepie, poklepuje, a nawet kopie. Czasem ze szczęścia, a czasem dlatego, że winda już dojechała na nasze piętro, a on chciał, żeby jechała jeszcze...

Dziś jednak stało się coś nieoczekiwanego, jak wiele rzeczy ostatnio...
Winda dojechała i Mikołajek się wściekł.
Próbował dać mi prztyczka w nos.
Użyłam swojej techniki unikania prztyczków w nos, czyli odsunęłam się.
Mikołajek nie był zachwycony.
Zaczął krzyczeć.
Zostawiłam go z tym, będąc obok. Poczekałam.
Krzyczał i złościł się.
Mając go na oku, wniosłam jego hulajnogę do mieszkania.
Gdy wróciłam po 10 sekundach, już nie krzyczał.
 Zamiast tego powiedział:
- Mamusiu?
Podeszłam. Rzucił mi się na szyję. Wzięłam go na ręce, choć już jest duży i ciężki.
Wtulił się całym ciałem. Jego długie nogi siedmiolatka zwisały jak nogi pająka, gdy chciał być tak blisko.
- Mamusiu... - powtarzał.
Coś zmienia się...

Rozumiecie. Jestem wzruszona. Zwykle próbował zwrócić na siebie uwagę w inny sposób. Nie chciał dotyku, nie chciał się przytulać, a jednak chciał być w centrum uwagi i akceptacji. Rzucał przedmiotami jak dwulatek albo poklepywał czy nawet mocno uderzał.
Dziś po prostu się przytulił.
Może nauczył się tego podczas moich rozmów z Danielem, gdy tłumaczyłam Danielowi, mocno przytulając go, czemu nie podobało mi się, że gania koty lub rozrzuca ziemię po całym balkonie albo pluje na lustro.
Jestem bowiem, wg psychologów, złą matką.
Bo przytulam moje dzieci nawet wtedy, kiedy coś zbroiły.
Nie stosuję kar. Nigdy nie karzę ich też deprywacją emocjonalną.
Dotyk jest pierwotną potrzebą dziecka.
Nie chce mi się powoływać na przykład dzieci w niemieckich powojennych sierocińcach, które, gdy nie były dotykane, to umierały. Badań jest milion.
Dotyk to wyrażenie akceptacji.
Instynktownie odsuwamy się od czegoś, czego nie akceptujemy.
Jeśli dziecko zachowa się nie tak, jak oczekiwali tego dorośli, to odczuwa wewnętrzny dysonans.
Dysonans między swoim ja, a ja matki/ojca.
Dziecko chciałoby być na raz sobą i jednocześnie spełniać oczekiwania starych.

Musicie to sobie zapamiętać.
TO JEST NIEMOŻLIWE

Jeśli dziecko zachowa się "nie tak", a rodzice go odtrącą, to one poczuje się nic nie warte.
Bo skoro właśnie się wyodrębniło i dostało za to karę, to dziecko uczy się ślepego posłuszeństwa.
Bez myślenia.

Dziś jeszcze raz Mikołaj wpadł w swój niekontrolowany szał i jeszcze raz potem się przytulił.
Przyjmuję Cię synku takim, jaki jesteś.
Wiem, że to czujesz.
Tylko to pozwoli nam przejść przez tę smisiowo-magenisiową chorobę cało.
Twoje poczucie bezpieczeństwa i Twoja pewność, że kocham Cię takiego, jaki jesteś.


1 komentarz:

  1. Bardzo mądre słowa. To w rękach rodziców leży możliwość wypracowania kompromisu, pomiędzy naszymi oczekiwaniami, a charakterem naszego dziecka. Bez tłumienia jego indywidualności, zastraszania, ośmieszania. Przytulanie=akceptacja. Ja bardzo często dodaję do przytulania słowa "I tak Cię kocham."

    OdpowiedzUsuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...