sobota, 28 lipca 2012

red hot chili peppers w świątyni dumania

Oł je. Za oknem pokoju Mikołajka wyje Anthony Kiedis, a ja stawiam granice, czyli jak kiedyś napisała jedna znana pani psycho - drabinę pokoleniową. Z Mikołajkiem nie jest łatwo, bo smisiemagenisie mają swoją cudowną umiejętność zwracania na siebie uwagi za wszelką cenę oraz opanowaną do perfekcji umiejętność osiągania swoich celów. A to jest ostatni gwizdek, aby w precyzyjny sposób objaśnić mojemu dziecku, że jak się ma 5 lat, to mimo swojej nieadekwatności do rzeczywistości, trzeba się czasem jej poddać, a nie tylko stawiać czynny opór. I że filmy po godzinie 23 z reguły nie są już dla pięciolatka i raczej nie są ukochaną"bajką". I że krzyki i wrzaski to nie jest skuteczna ani efektywna metoda komunikacji i stawiania na swoim. Ani demolowanie pokoju. Ani histeryczne konwulsje. Ani walenie głową o mur. Ani manipulacja z machaniem rzęsami, ani cudne uśmiechy. I że stety niestety w tym cyrku rządzi ojciec i matka (magenisiowi).

Więc mamy pufa. Puf jest w kolorze kawy z mlekiem. Należy na nim posadzić Mikołajka, gdy krzyczy wrzeszczy złości się niszczy rzuca na podłogę bije rozbiera się zakłóca porządek publiczny uprawia nieobliczalny zagrażający wszystkim dookoła chaos z rzucąniem pląsaniem hałasowaniem niszczeniem.  Szczęsny nieszczęsny puf to nie jest kara, ani miejsce odosobnienia, tylko niejako świątynia dumania. A zadumać się należy nad metodą skutecznej komunikacji. Że łzy nie pomogą. Że krzyki nie pomogą. Że bicie i niszczenie też nie. I że nawet skuteczna komunikacja czasem nie pomoże osiągnąć zamierzonego celu, jeśli mama tata powiedzą NIE. I że mama będzie sadzać na pufa, nie patrzeć nie gadać tylko sadzać po każdej próbie ucieczki konwulsji złości krzyków walenia o podłogę czym popadnie i wołaniem na pomoc tatusia lub mamusi w wersji z tatusiem. I że należy się zorientować, że jak się krzyczy bije wyje wije i tak dalej, to się dalej siedzi. I że nie działa na mamusię machanie rzęsami, póki Mikołajek nie stanie się spokojny jako ten nenufar.

No to Anthony Kiedis wyje swoje "californications" a ja mam swoje Mikołajkowo z pufem. I sadzam. I znów sadzam. I znów sadzam. I znów sadzam. I znów sadzam. Cierpliwie, bo inaczej to nie ma sensu. To jest wlaśnie ten moment, kiedy dziecko uczy się od dorosłego spokoju. Przeszło uprzejmie "under the bridge", potem "by the way" i coś tam jeszcze, a Mikołajek wyje do wtóru. Fałszując. No to sadzam, ucieka i otwiera szafę. No to zamykam spokonie szafę i sadzam. Łypie na mnie, patrzę w zasłonięte na amen roletą okno, noga mi chodzi w rytm muzyki z koncertu zafundowanego przez szanownego burmistrza. Mikołajek łypie znów, bo jego naczelną potrzebą jest teraz zwrócenie na siebie mojej uwagi. A figę. No to kopie mnie. Odsuwam się bez komentarza. No to krzyczy. Wstaje z pufa i z radosnym "papa" ucieka. No to spokojnie sadzam. Siedzi dziesięć sekund spokojnie.
- Teraz jesteś spokojny - mówię i pierwszy raz od półgodziny patrzę na niego. - Posiedź teraz minutkę w spokoju.
O nie. Ja ci, mamusiu kochana, pokażę. Pierdut i cały program od nowa. Wrzaski krzyki bicie wycie i demolowanie okolicznych rubieży. Fajnie. No to sadzam. I znów sadzam.Mikołaj realizuje program "testujemy starych". Po czterdziestu minutach nie ma raczej już siły, bo widzę, że się chwilowo poddaje.
- Mama  - patrzy na mnie.
- Tak synku? Teraz jesteś spokojny. Posiedzimy sobie teraz minutkę w ciszy i spokoju.
I znów go zaczyna w środku telepać, ale mówię do niego. Słucha i się uspokaja.
- Teraz jesteś spokojny, nie krzyczysz. Możesz wstać.

Minęły 43 minuty uspokajania. Koncert za oknem się skończył. Redhoci... Słuchałam ich w podstawówce... To były czasy... Późne dzieciństwo, wczesna młodość. Bunt przez duże B. Po co jest drabina pokoleniowa? Po co dzieciom stawia się granice, kiedy się buntują? Żeby miały siłę przejść po tej drabinie do swojego dorosłego życia, w którym granice postawione przez rodziców posłużą im za drogowskazy.

piątek, 27 lipca 2012

noga za nogą

Dziś była wyprawa w dalekie strony i noga za nogą Mikołajek wziął udzial w badaniu o nazwie "analiza chodu". A czemuż to taka analiza? A temuż, że trzeba wykluczyć, co trzeba wykluczyć... A jest co wykluczać. Analiza chodu przebiegła bezboleśnie i bez jakichś większych sensacji, jeśli chodzi o możliwości Mikołajka. Najpierw były krzyki i wrzaski, że trzeba się rozebrać i wejść do tej wielkiej jasnej sali z wielkim misiem, potem świetna zabawa w bieganie i chodzenie po linii od tatusia do mamusi, w te i nazad, a potem ryki i krzyki z powodu wyjścia. Bo taka analiza chodu to jest super zabawa. Chodzisz sobie wzdłuż linii, a wszystkie kamery zawieszone na ścianach patrzą na ciebie bardzo uważnie. I z tych wszystkich kamer działają tylko dwie, bo reszta, ta od motion capture na amen pół roku temu się zepsuła. Oto Polska właśnie. Teraz napięcie mięśniowe badane jest na oko. A co. No to chodzisz od ściany do ściany, podskakujesz, biegasz, krzyczysz ze śmiechu i robisz miny. Jest fajnie. Mama i tata i nawet ciocia Marta szczerzą zęby, a ty jesteś w centrum zainteresowania! Czyli masz dokładnie to, o czym marzą wszystkie smisiemagenisie - cały świat skierowany na ciebie. Bosko. A potem jeszcze możesz zobaczyć, jak skaczesz i ganiasz po wielkiej błękitnej podłodze na nagranym przed chwilą filmie.

środa, 25 lipca 2012

lato w mieście

Daniel wreszcie usnął. Najpierw bardzo płakał w wózku, potem trochę mniej na rękach. Więc bujałam go i przytulałam, aż zasnął. Usiadłam na ławce. Puste miasto. Puste podwórko. Zawieszone na balkonach promienie słońca, złapane pomiędzy drgające listki osiedlowych drzew i drzewek, smagane letnim wiatrem chodniki, po których jeden z drugim biegną ziarnka piasku jak w klepsydrze... Wiatr toczy piasek po chodnikach i rozgrzanych asfaltowych alejkach mojego miasta, aby zgubić się w wiszących na balkonach dzwonkach wietrznych i wreszcie w moich kolczykach. Omija utulonego w kocyku, ukrytego w wózku Daniela, który wreszcie zasnął po długiej walce z samym sobą, w której wygrany może być tylko jeden. A przede mną plac zabaw. Mój i Mikołajka. Plac zabaw, na którym uczyłam Mikołajka trudnej sztuki chodzenia. Codziennie choć kilka kroków. Od lata do zimy, czy słońce czy deszcz... Schodek po schodku, noga za nogą... Dawne czasy.

sobota, 21 lipca 2012

Fela ze schronu

Dziś sobota - podarowaliśmy spacer Feli, spokojnej, statecznej dziewczynie, z której podczas spaceru wyszła potrzeba wolności, bo biegała jak szczeniak. Chciała chodzić i chodzić i chodzić. Ale grzecznie wróciła - sama znalazła drogę powrotną i zaprowadziła Mikołajka pod bramę schronu. Mikołaj mówił do niej Maxi, ale Maxi już na szczęście znalazła dom! I dlatego dziś Mikołajka wyprowadziła Fela.

Ponieważ każdy kontakt z psem wnosi coś do życia Mikołajka, dziś była nauka prowadzenia psa na smyczy.
O ile tydzień temu Mikołajka wyprowadzała Maxi, o tyle dziś Mikołajek starał się wyprowadzić Felę. Najpierw biegła Fela, ciągnąc na smyczy Mikołajka. Potem biegł Mikołajek, krzycząc wniebogłosy. A za nimi biegł tatuś magenisiowy, krzycząc: - Fela, stój! Mikołaj, stój!




Podaruj psu spacer:

czwartek, 19 lipca 2012

pół roku minęło jak jeden dzień...

Dziś o 10:04 Daniel skończył pół roku. Jestem zmęczona, ale szczęśliwa. Czas wolny to coś, czego dawno nie zaznałam. Daniel jest absorbujący. Nawet teraz siedzę koło niego na podłodze i piszę jedną ręką, co jest szczególną sztuką w przypadku używania polskich znaków...

Od kiedy jest z nami Daniel, dla Mikołajka zaczął się nowy rozdział w życiu. Ale, przynajmniej z mojego punktu widzenia, Mikołajek nic na tym nie stracił, a może nawet coś zyskał. Zyskał kompana do zabaw i oddanego brata, bo Daniel reaguje na Mikołaja uśmiechem od ucha do ucha i wrzaskami radości. Bawią się razem na podłodze. Wprawdzie Mikołajek jest trochę zazdrosny, ale... to było nie do uniknięcia. Robi więc popisy i cyrki, żeby zwrócić na siebie uwagę, ale i na to znalazłam sposób.

Daniel jest wiotki, choć ma słabe mięśnie, dużo się rusza. Słabo przybiera, ale jednoznacznie rośnie. (7kg!) Próbuje trzymać głowę w podporze, a kiedy mu nie wychodzi, natychmiast wpada w złość. Obserwuję to z niepokojem, ale cóż, jest jeszcze malutki. Pewnie będzie wybuchowy, choć dziś trudno powiedzieć.  Na pewno jest emocjonalny, na pewno jest żywiołowy,  na pewno jest bystry i przygląda się z taką samą intensywnością, co kiedyś Mikołajek. Dobrze też wie, co świetnie działa na mamusię...  Ma dużo mniej włosów niż Mikołajek w tym samym wieku. I duuuużo lepszą sytuację startową. Zainteresowania: mamusia, telewizja.


cicha noc, ciemna noc...czyli totalne wyciemnienie - czyli jak poradzić sobie ze smith-magenis syndrome część pierwsza

Wczoraj w poradni  neurologicznej matka śpiewała dziecku kolędę. Dziecko zasypiało przy piersi, a ona mu kolędowała. Ale pozostańmy w temacie ciemnej nocy, bowiem Mikołajek dziś w nocy spał. Tak. Napisałam właśnie tak - spał. Ale nie tak, jak zwykle, snem przerywanym, trochę do 23.00, potem nieco po 00.00, i kawałek od 3.00 do 4.30. Nie. Dziś Mikołajek spał całą noc! To była jego trzecia noc w życiu przespana w całości. Pierwszą przespał, gdy miał jakieś 5 miesięcy. Po prostu zasnął wieczorem, a o 6.00 się obudził. Pamiętam to dobrze, bo całą noc nie spałam, czekając, aż się obudzi! Przedwczoraj poszedł spać o 21.00 i wstał o 6.30... Wczoraj o 20.00 i obudził się o 5.30 Dobre!

Gdybym wcześniej wiedziała, że życie może być tak bardzo proste... A wszystko dlatego, że spotkałam się z lekarzem, który naukowo zajmuje się snem. Dał mi dużo nadziei. I rzeczowych argumentów. I mnóstwo zaleceń dot. higieny snu. Sprawa jest prosta. Normalnie człowiek zasypia, czy jest ciemno czy tylko ciemnawo. Mikołaj jest w stanie zasnąć pod żarówką, ale jak tylko przejdzie faza snu głębokiego i zaczyna się sen płytki, Mikołajek się budzi. Budzi i koniec. Każda iskierka światła biegnie po stykach synaps z informacją, że już jest poranek, niezależnie od tego, która naprawdę jest godzina.

Założyliśmy specjalne rolety. Dzięki Kasi, mistrzyni olimpijskiej, dzięki  jej mężowi oraz ludziom z Teleporterów 2012, którzy ufundowali Mikołajkowi spokojny sen. Dziękuję wam za Wasze zainteresowanie i serce dla Mikołajka...

Rolety zamontowane są na zewnątrz, całkowicie zasłaniają okno i dzięki temu nie wpuszczają ani jednego luksa. Chciałam je kupić już w zeszłym roku, ale z jakiegoś powodu, a nawet z kilku to nie wyszło...  Jak zwykle intuicję miałam dobrą, ale nie wyszło... Mikołajek był bardzo przejęty. Siedział w pokoju i oglądał zakładanie rolet z zainteresowaniem. Kiedy panowie skończyli je montować, nie pozwolił ich już otworzyć. Najpierw siedział po ciemku, a potem musiałam zapalić w jego pokoju światło, choć jeszcze był dzień. Bałam się tego, jak Mikołajek przyjmie rolety, czy będzie nimi zaniepokojony, ale jak zwykle w wielkich ważnych sprawach Mikołajek stanął na wysokości zadania.

Zaczynam się zastanawiać, jak to się stało, że ANI JEDEN LEKARZ WCZEŚNIEJ nie wpadł na to, że wystarczy wyciemnić całkowicie pokój, żeby się nie wybudzał. Że musieliśmy się wszyscy przez pięć lat męczyć, żeby mógł przespać spokojnie całą noc! Druga noc spał dziewięć godzin bez przerwy! Który smiśmageniś śpi tyle? Ale żeby nasz sen był naprawdę spokojny, przed nami jeszcze wprowadzenie kolejnych zaleceń, co może być prawdziwym wyzwaniem dla mamy magenisiowej...

niedziela, 15 lipca 2012

o! wygrałam konkurs :D

Spieszę z informacją, że niespodziewanie wygrałam konkurs u Mamy Doskonałej :-)
Dziękuję szanownemu jury. Szczegóły TU.
Mikołajek będzie miał swój pamiątkowy obrazek!

wizyta w schronie

Schron. Tak mówią Ci, co tam jeżdżą. Piszę o tych Ludziach z wielkiej litery, bo tylko tak można o Nich pisać - Wolontariusze opiekującymi się w swoim wolnym czasie porzuconymi zwierzętami, które uratowało - przyjęło schronisko w Celestynowie. A tam kojec obok kojca, tylko niewielka część psów biega luzem. Schron pachnie, a zapach poraża...
Każde uratowane przez schronisko zwierzę potrzebuje miłości, posiłku, wody i czystego miejsca do życia. Więc pracownicy wywożą taczki brudnego piachu, z sierścią i odchodami, zmieniają wodę, karmią, podsypują świeży piach, wolontariusze zaś czeszą, przytulają i wyprowadzają psy na spacery - bo psy do życia potrzebują też ruchu...
Psów jest bardzo dużo, a wyprowadzających je osób wciąż za mało, wolontariusze więc zorganizowali sobotnie spacery z psami. Każdy może przyjechać i pójść z psem do uroczego lasu, żeby zwierzak rozruszał swoje psie, porzucone przez innych ludzi, kości.

Młodziutka Maxi była nie mniej wystraszona niż Mikołajek. Gdy przyprowadzona spojrzała na nas swoim dziecięcym psim wzrokiem, musiałam ze sobą poważnie porozmawiać, że naprawdę ale to naprawdę nie ma takiej możliwości, żeby ją wziąć do domu. Mogliśmy dać jej tylko spacer. Poszliśmy więc. Rodzina dwa plus dwa plus pies...

Gdzieś w leśnych ostępach nagle Mikołajek zawołał ją po imieniu!  Może to oznaczać, że Mikołajek będzie kiedyś płynnie mówił. Bo to słowo - Maxi - imię psinki, było dla niego nowe, nigdy wcześniej go nie wymawiał. Nie ćwiczył z logopedą.  A jednak z łatwością przyszło mu wołać ją i namawiać, by wstała, gdy zmęczona spacerem położyła się na trawie, aby odpocząć... Przy pożegnaniu z Maxi jego łzy wzruszyły i mnie. No cóż, wróciła za kratki i nic nie mogłam zrobić :(





Ty też możesz wyprowadzić psa:





piątek, 13 lipca 2012

auto

Siedzimy w poczekalni u okulisty. Mikołajek jest wyjątkowo spokojny. Są kredki i kartki.
Mikołajek robi minę pomysłowego Dobromira, po czym zaczyna rysować.
- Synku, co to będzie?
- Auto.
- Ooo... pomarańczowe :-)
- Acha.
- A gdzie ma koła?
Mikołajek sięga po czarną kredkę i rysuje koła.
- A szyby?
Mikołajek w skupieniu rysuje szyby.
- A wydech?
Mikołajek rysuje wydech.
Potem rysuje coś jeszcze.
- Mikołajku, a kto jedzie tym samochodem?
- JA!


wtorek, 10 lipca 2012

niebieska glizda atakuje!





Oto glizda z kosmosu. Glizda zaatakowała w zeszłym tygodniu, po gościnnych występach Mikołajka w nowym przedszkolu, gdzie Mikołajek miał okazję popatrzeć sobie na podobną w wykonaniu kolegi po fachu (też ze spektrum autyzmu). Teraz glizda nas atakuje i atakuje cały czas, glizda jedna.















Na końcu okazało się, że glizda ma poobijane nogi.

piątek, 6 lipca 2012

państwo totalitarne?

Marzysz o utracie wolności? O tym, aby mógł decydować o Twoim losie i losie Twoich najbliższych ktoś obcy? Och, nie o losie, los to za delikatne słowo. Po prostu - o Twoim zdrowiu a w konsekwencji - o Twoim życiu. Nie martw się. Już niedługo będziemy żyć w państwie totalitarnym. O Twoje zdrowie zadba inspektor sanitarny. Jeśli uzna, że jesteś chory,  bez badań, na tak zwane oko - bo takie będzie miał uprawnienia, podda Cię przymusowemu leczeniu. Będziesz musiał brać antybiotyki, suplementy i inną dostępną chemię, bowiem w Sejmie wybrani przez polskie społeczeństwo już to przegłosowali, a teraz głosują w Senacie. Jeśli inspektor zadecyduje, że jest "choroba zakaźna", to podda Cię przymusowemu szczepieniu na tę chorobę. Jeśli się nie zgodzisz, nie martw się - zrobią to na siłę. Pozwoli na to ustawa. Co więcej, teraz będziesz się szczepić obowiązkowo na wszystko i w każdym momencie, wiele razy jedną szczepionką, bo takie są skuteczne, że wciąż trzeba je powtarzać. Nie szczyp, to nie sen...

Boję się. Boję się o moje zdrowie i zdrowie moich bliskich, boję się o Mikołajka.
 Jeśli Ty też się boisz, podpisz poniższą petycję:

http://www.avaaz.org/en/petition/Stop_oligatory_vaccination_the_new_law_in_Poland_and_elswhere/?cKJkRab

środa, 4 lipca 2012

trawa

Trawa to jest taka rzecz, o którą bardzo dbają. Na przykład na stadionie Narodowym musieli murawę wymienić, bo była nie tego. A w Doniecku na ten przykład, aby 22 facetów mogło biegać za okrągłą piłką, całe stado grass-keeperów pilnowało, aby specjalne solaria właściwie ogrzewały trawę przez całą zimę. Niezależnie od temperatury na zewnątrz, pod uszytą na tę okazję narzutą termiczną murawa miała przynajmniej ze cztery stopnie. No fajnie. Wielkie UV lampy wisiały nad boiskiem i grzały, grzały, grzały... A trawa rosła, rosła, rosła... Inżynierowie z mojego telewizora nawet wyliczyli, ile prądu te lampy wygrzały i ile to kasy w fotosyntezę poszło i wiecie co? Wolałabym to wydać na Mikołajka...
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...